Najnowsze badania zostały przeprowadzone na Yale School of Public Health. Wynika z nich, że ogromny odsetek zakażeń koronawirusem w Stanach Zjednoczonych można przypisać osobom podróżującym z Nowego Jorku zanim miasto zostało zamknięte.
Naukowcy doszli do tego, badając różne mutacje koronawirusa. W początkowej fazie epidemii pierwsze przypadki miały miejsce w Nowym Jorku i Waszyngtonie. W obu tych stanach pojawiły się dwie różne mutacje.
Dzięki mutacji można prześledzić skąd wirus pochodzi. Po przebadaniu tysięcy próbek z całego kraju okazało się, że w większości przypadków wirus jest zmutowany typowo dla Nowego Jorku. W Kalifornii ponad 50 proc. analizowanych próbek pochodziło z Nowego Jorku.
Zobacz także: USA. "Władze przespały ten moment". Kolejny stan ma olbrzymi problem
Nowy Jork jest zatem epicentrum koronawirusa w USA. Eksperci, którzy wypowiedzieli się w The New York Times, twierdzą, że było to widać od samego początku. Oskarżają tym samym władze, że spóźniły się z blokadą miasta i zakazem przemieszczania.
Prezydent Donald Trump długo zwlekał z ograniczeniami. Ograniczył niektóre podróże z Chin na początku lutego, ale czekał do 11 marca, aby zakazać podróży z i do Europy. Okazuje się, że większość infekcji w Nowym Jorku pochodziła z Europy, a nie z Chin. Minęły kolejne dni zanim zdecydowano się na wprowadzenie rygorystycznych ograniczeń w kraju i zakazu przemieszczania się.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.