5 marca, podczas ćwiczeń w Drawsku Pomorskim, dwóch żołnierzy zostało potrąconych. Najechał na nich bojowy wóz piechoty. Pierwszy zginął na miejscu, drugi później, w szpitalu. W poniedziałek, 25 marca doszło do wypadku na poligonie w Solarni. Obaj zginęli.
Żołnierze, którzy zginęli w poniedziałek, byli saperami. Odbywali, jak podawało radio RMF, ćwiczenia z wysadzania trotylu. Obaj pochodzili z 5. Tarnogórskiego Pułku Chemicznego. Obaj zginęli na miejscu.
W ciągu miesiąca to cztery tragiczne śmierci. Wszystkie w wyniku nieszczęśliwych wypadków. Rodzi to pytania o bezpieczeństwo ćwiczeń wojskowych, o przestrzeganie ustalonych procedur oraz o odpowiedzialność przełożonych. W mediach społecznościowych pojawiły się wezwania do dymisji ministra obrony, Władysława Kosiniaka-Kamysza.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gen. Samol: Dajmy pracować komisji
W takich sytuacjach zawsze pojawia się pytanie "kto zawinił?". Co się stało, że nie żyją cztery osoby? Czy przyczyną był błąd ludzki, procedury, niedostateczny stopień wyszkolenia żołnierzy, a może błąd leżał po stronie dowódcy? Pytania te zadaliśmy m.in. byłemu dowódcy 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej, gen. dyw. Bogusławowi Samolowi.
Samol, który był także dowódcą Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego w Szczecinie nie chciał ferować wyroków.
Z szacunku do rodzin i ofiar tych zdarzeń. Niech wyjaśnieniami zajmą się powołane do tego komisje, a my dajmy im popracować, aby wyjaśniły powody tych wypadków i wyciągnęły wnioski - powiedział o2.pl gen Samol.
"Wypadki się zdarzają"
Szerzej wypowiada się były dowódca jednostki specjalnej GROM, gen. Roman Polko. Oficer przekonuje w rozmowie z o2.pl, że wypadki się zdarzają, a żołnierze ryzyko mają wpisane w wykonywany przez nich zawód.
Wojsko ma być przygotowane do reagowania w sytuacjach kryzysowych, zagrożenia, a zaraz dojdziemy do sytuacji, w której żołnierze boją się wychodzić na ćwiczenia - przekonuje gen. Polko.
Podobnie jak gen. Samol mówi, iż do zbadania wypadków powinna zostać powołana komisja. Nie powinno się zaś szukać winnych na siłę, czy urządzać "polowania na czarownice".
Sam pamiętam zdarzenia, np. w czasie ćwiczeń spadochronowych, w których zginął żołnierz, bo nagły porywisty wiatr wywiał ćwiczących nad morze, 3 kilometry od lądu. Jednego z żołnierzy nie udało się uratować - opowiada gen. Polko.
Wspomina, że po złożeniu meldunku o zdarzeniu, zadzwonił do niego ówczesny Szef Sztabu Generalnego "wrzeszcząc, grożąc dymisją i odrzucając tłumaczenia". Później na miejsce zdarzenia przybyła Komisja ds. Badania Wypadków Lotniczych. Uznała, że nie było błędów i zaniechać ze strony organizatorów ćwiczenia. Ale nie było także przeprosin ze strony Szefa Sztabu Generalnego.
Najczęściej zawodzi kilka rzeczy naraz. Pojawiają się błędy ludzkie, awarie techniczne... Ale w wojsku funkcjonuje "system Buddy" - system koleżeństwa, odpowiedzialności za partnera, sprawdzania przez innych żołnierzy - przekonuje Polko.
Minister do odwołania?
W mediach społecznościowych pojawiły się wezwania do dymisji szefa MON. Czy faktycznie, w związku z ofiarami śmiertelnymi, Władysław Kosianiak-Kamysz powinien ustąpić z fotela szefa resortu obrony? Polko nazywa to "zupełnym absurdem".
Nie oczekujmy dymisji ministra za rzeczy, na które nie ma wpływu. Jeśli na kopalni zdarzy się tąpnięcie to żądamy zwolnienia dyrektora kopalni czy sztygara? - pyta.
Polko dodaje, ze alternatywą jest nie ćwiczyć w ogóle. Dodaje zarazem, że "wojsko nie może siedzieć w koszarach i rdzewieć".
Ogromna tragedia, ale to jest wpisane w nasz zawód, było nie było zawód podwyższonego ryzyka. Nie da się przygotować ludzi na stres pola walki, jeśli będziemy ich traktować jak w przedszkolu, fundować im ochronkę czy ograniczać ćwiczenia w polu - podsumowuje generał.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.