Łukasz był aktywnym, cieszącym się życiem młodym człowiekiem. Posiadał wypożyczalnię samochodów, regularnie trenował i podróżował po świecie. 29-latek czasem zmagał się jednak z epizodami depresyjnymi. Stan psychiczny wrocławianina pogorszył się, gdy zmarł jego ukochany pies - podaje "Fakt".
Łukasz miał wówczas zamknąć się w sobie do tego stopnia, że rodzina zaczęła się o niego poważnie obawiać. 1 sierpnia 29-latek zaczął wysyłać do bliskich niepokojące SMS-y, których treść sugerowała, że może chcieć popełnić samobójstwo. Co gorsza, rodzice od dwóch dni nie mogli dostać się do jego mieszkania. W końcu postanowili powiadomić policję.
Łukasz się bał, a policjanci mieli żartować
2 sierpnia około godziny 1 w nocy strażacy i dwaj policjanci oraz ojciec i siostra Łukasza, Wiktoria, przybyli pod jego drzwi. Łukasz nadal nie chciał nikogo wpuścić, w dodatku zdawał się nie poznawać bliskich przez wizjer. Wiktoria dzwoniła do brata, ale ten zdawał się nie wierzyć, że na korytarzu czeka policja. Chłopak sam zadzwonił po służby, twierdząc, że ktoś się do niego włamuje.
Funkcjonariusze bezskutecznie próbowali dostać się do mieszkania przez okno, a Łukasz jedynie bardziej się przestraszył. Miał zacząć uderzać w drzwi i wzywać pomocy. Na miejsce wezwano kolejnych policjantów. Wiktoria powiedziała "Faktowi", że mundurowi w ogóle nie przejmowali się powagą sytuacji, mieli za to beztrosko żartować i mówić m.in. "ale będzie ciekawie" w towarzystwie bliskich Łukasza.
Policjantom wreszcie udało się otworzyć drzwi i wejść do środka. Od razu mieli wpuścić do mieszkania potężna ilość gazu pieprzowego. - Później, gdy sprzątałam mieszkanie, dusiłam się od tego gazu, nie wyobrażam sobie, co Łukasz musiał wtedy czuć. Śni mi się to po nocach - powiedziała Wiktoria w rozmowie z "Faktem". Dodała, że według jednego z policjantów Łukasz miał nóż. – Mówili "o, będzie napaść na funkcjonariusza, wsadzimy go!" – mówi Wiktoria.
Brutalna interwencja policji we Wrocławiu
Jak twierdzi rodzina 29-latka, policjanci bez zastanowienia mieli rzucić się na chłopaka z pałkami i bezlitośnie bić go po całym ciele i dusić.
Okładali go po całym ciele, brutalnie. Przyduszali mu szyję kolanem. Wywlekli go na korytarz, gdzie dostał jeszcze dwa bardzo mocne ciosy pięścią w głowę. Katowali go kilka minut. Krew była wszędzie. Później wynieśli go do karetki – relacjonowała Wiktoria, która wraz z ojcem była w tym czasie przytrzymywana przez strażaka i policjantkę.
Według oficera prasowego wrocławskiej policji asp. sztab. Łukasza Dutkowiaka mundurowi byli zmuszeni do użycia siły. Według jego relacji chłopak był "pobudzony" i groził funkcjonariuszom nożem, którym miał wymachiwać w ich kierunku, co było powodem jego obezwładnienia.
Mając na uwadze stan psychofizyczny, w jakim znajdował się mężczyzna i fakt, że wcześniej chciał targnąć się na własne życie, przekazany został ratownikom medycznym obecnym na miejscu podczas interwencji. Po kilku godzinach policjanci otrzymali informację, że zabrany do szpitala mężczyzna zmarł – tłumaczył Dutkowiak w rozmowie z "Faktem".
Rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu potwierdza, że zachowanie Łukasza zmusiło mundurowych do zastosowania środków obezwładniających. Nie potwierdza jednak, by 29-latek miał nóż. Narzędzia nie widziała także jego rodzina.
Został przekazany ratownikom i przewieziony do szpitala, ale stało się to nie na wskutek zachowań funkcjonariuszy, tylko z powodu zastanego stanu psychofizycznego. Czekamy na wyniki sekcji zwłok i wyniki toksykologii – powiedział portalowi Radosław Żarkowski.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.