Wieczna zmarzlina to rozległy obszar, obejmujący m.in. znaczną część Alaski, północnej Kanady oraz Syberii, który od dawna przykuwa uwagę badaczy z całego świata. Ich szczególne zainteresowanie, a zarazem niepokój budzą ukryte w wiecznej zmarzlinie materiały biologiczne, chemiczne i radioaktywne.
Z badania, które ukazało się w 2021 r. na łamach "Nature Climate Change" wynika, że ich dostanie się do środowiska może potencjalnie zakłócić funkcjonowanie panującego ekosystemu, zmniejszyć populacje unikalnych dzikich zwierząt, spotykanych w tych regionach i zagrozić zdrowiu ludzkiemu.
Wieczna zmarzlina kryje nie tylko zahibernowane od dziesiątek, a nawet setek tysięcy lat patogeny, wśród których mogą znajdować się wirusy oraz bakterie odporne na antybiotyki. Jest również miejscem, gdzie kryją się pozostałości po próbach jądrowych. Na archipelagu Nowa Ziemia na Morzu Arktycznym w latach 1964 1990 Sowieci przeprowadzili ponad 130 prób z użyciem broni jądrowej. Zdaniem badaczy w ich trakcie uwolniono ok. 265 megaton energii jądrowej.
To tutaj ZSRR zdetonował tzw. Car-bombę, czyli największą jak dotąd bombę wodorową, której moc Amerykanie szacowali na 58 megaton. Dodatkowo w wodach Morza Karskiego i Morza Barentsa zatopiono ponad 100 wycofanych z eksploatacji atomowych okrętów podwodnych. Badanie z 2021 r. zwróciło również uwagę, że w wiecznej zmarzlinie wciąż można znaleźć pozostałości chemikaliów, które zostały zakazane na początku XXI wieku, a także metale ciężkie, sadzę, czy inne produkty uboczne spalania paliw kopalnych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obawy o uwolnienie znanych i nieznanych potencjalnych zagrożeń z wiecznej zmarzliny wydają się uzasadnione również w świetle najnowszych badań. Naukowcy z Uniwersytetu Aix-Marseille we Francji ożywili wirusa, który w wiecznej zmarzlinie przetrwał ponad 48,5 tys. lat. Jest to najprawdopodobniej najstarszy wirus, który do tej pory udało się "wskrzesić".
Oprócz niego podobne eksperymenty przeprowadzono z kilkoma innymi wirusami. Najmłodszy z nich był zamrożony przez 27 tys. lat. Wirusy wprowadzono do hodowli żywych ameb, pokazując, że nadal są one zdolne do atakowania komórek i replikacji.
Zdaniem prof. Jean-Michel Claverie, który był zaangażowany we wspomniane badania, "to, że wirusy infekujące ameby są nadal zakaźne po tak długim czasie, wskazuje na potencjalnie większy problem". Jest to jeden z powodów, dla których należy poświęcić im więcej uwagi. Zwłaszcza że nie ma uniwersalnych antybiotyków i innych leków, mogących je skutecznie zwalczać, gdyby stanowiły zagrożenie dla ludzkiego organizmu, a globalne ocieplenie wciąż stanowi poważne wyzwanie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.