Już drugi raz w ciągu tygodnia na powierzchni Słońca pojawiła się ogromna dziura. To tzw. dziura koronalna, która jest 20-razy większa od Ziemi.
Obserwatorium dynamiki słonecznej NASA zauważyło, że pojawienie się ostatniej dziury koronalnej spowodowało powstanie wiatrów słonecznych, które pędziły w kierunku naszej planety z prędkością 1,8 mln mil na godzinę. To pod koniec marca spowodowało pojawienie się spektakularnych zórz polarnych w niektórych częściach świata.
Ciemna strona dziur koronalnych
Dziury koronalne i powodowane przez nie wiatry słoneczne mają wpływ na niektóre elementy infrastruktury, jak choćby satelity na orbicie Ziemi. Dlatego zdaniem naukowców w czasie wzmożonej aktywności Słońca powinniśmy być ostrożni.
Dziury koronalne pojawiają się w ostatnim czasie znacznie częściej, co znaczy że mamy do czynienia z tzw. maksimum słonecznym, które pojawia się średnio co 11 lat i wywołuje na powierzchni Słońca więcej dziur a także koronalne wyrzuty masy (tzw. CME).
Podczas wiatrów słonecznych, które powstają przy dziurach koronalnych, strumienie plazmy są wystrzeliwane z prędkościami rządu 700-800 km/sek.
Taka sytuacja może zaowocować wyjątkowym widowiskiem w postaci jasnych zórz polarnych. Jednak Daniel Verscharen, profesor nadzwyczajny fizyki przestrzeni i klimatu na University College London, studzi emocje. Jego zdaniem nic nie wskazuje na to, aby zorze w najbliższym czasie były tak spektakularne.
Gorzej może być w przypadku CME, po których zazwyczaj występują burze geomagnetyczne. Mogą one wpływać na komunikację satelitarną. W przeszłości przez takie burze samoloty musiały zmieniać kierunki lotu. Z kolei w 1859 r. zanotowano największą taką burzę i nazwano ją Carrington Event. Spowodowała ona awarię systemów telegraficznych w Ameryce i Europie.
Strach pomyśleć, jak to by się mogło skończyć dzisiaj, kiedy mamy znacznie więcej technologii zależnych od komunikacji satelitarnej.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.