Marek Torzewski już od najmłodszych lat uwielbiał muzykę. Po ukończeniu Akademii Muzycznej w Poznaniu wyjechał do Łodzi. Właśnie tam poznał przyszłą żonę. Przez pewien czas razem z Barbarą Romanowicz-Torzewską wiódł wspaniałe życie. Para doczekała się córki, która wielokrotnie towarzyszyła ojcu na scenie.
Niestety, kilka lat temu sielanka rodziny Torzewskich została przerwana. Okazało się bowiem, że popularny muzyk jest chory - Marek Torzewski usłyszał, że ma nowotwór złośliwy. Początkowo artysta nie chciał walczyć...
Pogodzenie się z diagnozą zajęło mi jakieś półtora miesiąca. Dziś wstydzę się tego, jak wtedy się zachowywałem - wyznał muzyk w rozmowie z Plejadą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na zmianę podejścia artysty wpłynęła córka. Przypomniała, że planuje ślub i chce, by ojciec odprowadził ją do ołtarza i dał występ w trakcie ceremonii. Torzewski co prawda nie chciał poddać się operacji, ale zdecydował się na eksperymentalną chemioterapię.
Mam też ogromną satysfakcję z tego, że po tym, jak okazało się, że eksperymentalna metoda, którą zastosowano w moim przypadku, działa, została ona wdrożona jako standardowa metoda leczenia. Prowadzący mnie profesor był sceptycznie do niej nastawiony i nie wierzył, że okaże się tak skuteczna. Moje poprawiające się z miesiąca na miesiąc wyniki były dla niego zaskoczeniem - ujawnił Torzewski.
Marek Torzewski mówi o cudzie
Autor przeboju "Do przodu Polsko" twierdzi, że w jego przypadku doszło do cudu.
Każdy interpretuje cuda po swojemu. Ja jestem katolikiem, wierzę w Boga i uważam, że On pomógł mi wyjść z choroby. Ręka boska zadziałała - podsumował.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.