Miejscy urzędnicy i urzędniczki pracujący w Kielcach nieco zdziwili się gdy pocztą elektroniczną zostały do nich rozesłane specjalne instrukcje od szefa. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", Bogdan Wenta, prezydent Kielc powołując się na "Ustawę o szczególnych rozwiązaniach służących ochronie odbiorców energii elektrycznej (…), która nakłada na instytucje publiczne obowiązek zmniejszenia zużycia energii elektrycznej w zajmowanych budynkach" radzi swoim pracownikom i pracowniczkom, co robić, by obniżyć rachunki za energię w ich miejscu pracy.
Szczegółowość niektórych zaleceń może wydawać się zaskakująca. Pracownicy urzędu są na przykład instruowani jak najbardziej optymalnie gotować wodę na herbatę. W liście prezydent pisze:
Zalecam, aby każdorazowo w czajniku gotować tylko tyle wody, ile potrzeba w danej chwili i przy szczelnie zamkniętej jego pokrywie, a z wnętrza urządzenia regularnie usuwać nagromadzony kamień.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj także: Tak oszczędzają politycy. "Nie mam kaloryferów"
W liście są też wytyczne odnośnie regulowania temperatury w pomieszczeniach, która powinna oscylować w granicach 19 - 20 stopni Celsjusza. Prezydent przypomina też o meblach, które nie powinny zasłaniać grzejników. O dogrzewaniu pokoi biurowych nie może być mowy, co zostało wyraźnie zaznaczone w przytoczonej przez GW korespondencji:
Zakazuję również podłączania do instalacji elektrycznej na terenie Urzędu Miasta wszelkich prywatnych urządzeń, jak również ozdób świątecznych - podkreśla prezydent.
Co spowodowało tak radykalny ruch ze strony prezydenta Kielc? On sam, cytowany przez "Gazetę Wyborczą", wyjaśnia to tak:
Dotychczasowe monity o zmniejszenie zużycia energii elektrycznej w lokalach Urzędu Miasta Kielce nie przez wszystkich Pracowników Urzędu były realizowane, dlatego zmuszony jestem wprowadzić zakazy i zalecenia" – napisał prezydent Bogdan Wenta.
Prezydent przypomina, także że gdyby nie udało się ograniczyć zużycia energii, możliwe są kary wymierzane prezesa Urzędu Regulacji Energetyki w wysokości do 20 tys. zł.
Czytaj także: Tak oszczędzają politycy. "Nie mam kaloryferów"
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.