13 marca Lech Wałęsa wystąpił w programie "Fakt Live". Podczas rozmowy powiedział m.in., że PiS utrudniało mu spotkania zagraniczne, w tym te z Polonią. Organizacje polonijne miały mieć dawane do zrozumienia, że nie otrzymają środków, jeśli spotkają się z byłym prezydentem.
Oni zabronili ambasadorom, żeby mi pomagali. Nawet oficjalnie zakazywali tam, gdzie mnie zapraszano, żeby mnie przyjmowano. Tak PiS postępował - stwierdził Lech Wałęsa.
Do zarzutów Lecha Wałęsy odniósł się Marcin Przydacz, były wiceminister spraw zagranicznych. Stwierdził, że podobne sytuacje nie miały miejsca i dodał, że to Lech Kaczyński nie informował placówek dyplomatycznych o swoich zagranicznych wizytach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nic nie wiem, aby były jakiekolwiek zakazy organizowania spotkań z prezydentem Lechem Wałęsą. Mam wiedze zgoła odmienną. Często placówki raportowały mi, że dowiedziały się już po fakcie, że w jakimś mieście Lech Wałęsa był, albo do niego zmierza, albo do niego przyjeżdża. Myślę, że to Lech Wałęsa decydował o tym, że będzie realizował swoje wizyty samodzielnie bez udziału polskiej placówki - powiedział Marcin Przydacz w rozmowie z "Faktem".
Czytaj także: Wałęsa radzi, jak rozmawiać z Putinem. "Krótko"
Dodał też, że zakazy, o których mówił Wałęsa nie były wydawane i określił byłego prezydenta "przewrażliwionym".
Czytaj także: Wałęsa zaniepokojony. Mówi o wojskach NATO. "Za szybko"
Na pewno ja takich zakazów nie wydawałem i nic o tym nie wiem, aby zachowały się jakiekolwiek informacje tego dotyczące. Myślę, że to jest raczej formuła przewrażliwienia samego pana prezydenta Lecha Wałęsy, jeśli chodzi o własną aktywność - dodał.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.