O sytuacji aktywista poinformował na swoim Facebooku. Jak pisze, Warszawa uznała, że w jego ojczyźnie - czyli w Tadżykistanie - "nic mu nie grozi". Mężczyzna ma zakaz pobytu w Rosji od 2021 roku, od czasu wyborów do Dumy Państwowej. W tym czasie pracował w sztabie wyborczym opozycyjnego polityka Andrieja Piwowarowa.
Odmowa polskich władz
Na Facebooku opisuje, że po tym, jak otrzymał zakaz pobytu w Rosji, przyjechał do Polski i był wolontariuszem na polsko-ukraińskiej granicy, pomagając uciekającym przed wojną uchodźcom.
Aktywista stwierdził, że 21 lutego, kiedy został poinformowany o decyzji polskich władz, do jego rodziców w Tadżykistanie przyjechali pracownicy tamtejszych służb specjalnych i zapytali, gdzie jest.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Aktywista zapowiedział, że złoży odwołanie od decyzji Warszawy. Jak powiedział portalowi "The Insider", polskie władze nie znalazły w jego biografii żadnych faktów wskazujących na to, że powrót do ojczyzny byłby dla niego niebezpieczny.
Odmowa, bo podobno w Tadżykistanie mnie nie prześladują, formalnych dowodów brak. W tym samym czasie "The Insider" opublikował nawet artykuł o prześladowaniach tadżyckich opozycjonistów. Służby specjalne Rosji i Tadżykistanu współpracują, naprawdę grozi mi więzienie, jeśli pojadę do Tadżykistanu - powiedział.
Został deportowany z Rosji na 40 lat
W Polsce Peczenka pracował też jako dziennikarz, a w czasie swojego pobytu w Rosji był sanitariuszem w szpitalu covidowym w Moskwie. Został jednak zwolniony po opublikowaniu zdjęcia z latarką - była to akcja wsparcia Aleksieja Nawalnego.
Współpracując z opozycjonistą Piwowarowem, Sułajmonow zwrócił na siebie uwagę władz. FSB bez podania konkretnych przyczyn zakazała mu wjazdu do Federacji Rosyjskiej na kolejne 40 lat. Komentując to, rosyjski propagandysta Władimir Sołowjow powiedział na antenie: "Wynoś się z naszego kraju, szumowino, w ogóle nie masz ojczyzny".
Czytaj także: Braki w magazynach i podstępy. Rosjanie też się uczą