Filip Borowiak
Filip Borowiak| 
aktualizacja 

Margaret da Eurowizji kolejną szansę? "Wiem, że dopiero teraz mogłabym zrobić to dobrze"

50

Eurowizyjna scena w przyszłym roku będzie należeć właśnie do niej? Margaret w rozmowie z nami zdradza, że nie wyklucza ponownego zgłoszenia się do krajowych preselekcji. Artystka, która właśnie wydała swój nowy album "Siniaki i cekiny", opowiada nam, dlaczego znów przychylnie patrzy na ten konkurs, dlaczego zrezygnowała z wydania nowej płyty w wersji CD i jak pracowało jej się z Viki Gabor.

Margaret da Eurowizji kolejną szansę? "Wiem, że dopiero teraz mogłabym zrobić to dobrze"
Margaret wydała właśnie piątą solową płytę (Materiały prasowe)

Filip Borowiak, o2: Minęło pięć lat odkąd nagrałaś płytę "Gaja Hornby", która była twoją pierwszą - i jednocześnie do teraz - jedyną popową płytą nagraną po polsku. Jakie różnice widzisz między nagrywaniem "Gai..." a najnowszego albumu, czyli "Siniaków i cekinów"?

Margaret: Wtedy nie do końca wszystkim z mojego teamu pasowało, że zmieniam swoje brzmienie i kończę z tymi wielkimi, popowymi hitami, które non stop leciały w radiu. Musiałam się trochę szarpać z tamtymi ludźmi, żeby pozwolili mi na taki artystyczny wyraz, jaki wtedy czułam. Teraz mam ogromne wsparcie od ludzi, z którymi pracuję - że to, co robię artystycznie jest po prostu dobre.

Przez pierwsze pięć lat śpiewałaś wyłącznie po angielsku. Polubiłaś się już z tym naszym językiem polskim?

Oj tak. Dla mnie na chwilę obecną pisanie po polsku i po angielsku jest równie ważne. Są plusy pisania zarówno w jednym, jak i w drugim języku. Po angielsku pisze się łatwiej, jest to język o wiele bardziej dźwięczny. Z kolei wiem, że moi fani tak bardzo kochają, gdy śpiewam po polsku, bo o wiele szybciej rozumieją, co chcę im przekazać. Zresztą na nowej płycie to słychać, że kocham zarówno polski, jak i angielski - jest mniej więcej po równo piosenek w obu językach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Margaret nie cierpi tej piosenki. "Nikt mnie wtedy zbytnio nie pytał o zdanie"

A dlaczego na nowej płycie nie ma żadnych ballad?

W moim odczuciu takim bardziej refleksyjnym momentem jest np. piosenka "Risk It All", która ma mocny przekaz - choć masz rację, jest to mocno osadzone w bicie. Nie chciałam płakać na tej płycie. Zwłaszcza na tej "siniakowej" płycie jest kilka tekstów, z których na pewno powstałyby świetne ballady, ale ja chciałam te trudne emocje osadzić w tanecznej stylistyce, żeby przekazać słuchaczom, że nawet jeśli coś idzie nie tak - w pewnym momencie nadejdzie chwila, gdy staniesz na nogi i będziesz mógł wytańczyć złe emocje.

Chyba najmocniejszym momentem, jeśli chodzi o teksty, na tej płycie jest oczywiście piosenka "Mała ja". Śledzę twoją karierę od dekady, czyli od samego początku, i mam wrażenie, że do tej pory nie otworzyłaś się przed słuchaczami tak mocno, jak w tej piosence...

Opowiadanie o tak bolesnych doświadczeniach nigdy nie jest łatwe. Nie miałam najszczęśliwszego dzieciństwa i w tym utworze właśnie do tych wspomnień wracam, choć nie mam ich zbyt wiele. A jak już wspomniałam w jednym wywiadzie kilka lat temu, pojawiają się też wspomnienia mocno traumatyczne. Temat metaforycznego utulenia samej siebie sprzed lat wydał mi się bardzo ciekawy. Przy pisaniu tej piosenki zadałam sobie pytanie, czy potrafię na chwilę obecną utulić jednocześnie siebie dorosłą. Nie mam na te pytania jednoznacznej odpowiedzi. Na pewno jednak jestem zaskoczona, jak moi słuchacze docenili moją szczerość i pokochali tę piosenkę.

Wydaje mi się, że już od kilku lat publiczność bardzo cię doceniła za teksty, które piszesz. Już nie myśli się o Margaret jako o piosenkarce, która szokuje swoimi stylizacjami i jest maszynką do robienia hitów, tylko jak o artystce, która ma coś ważnego do przekazania swoim słuchaczom.

Coś w tym jest. Zauważam to np. na przykładzie osób, które zaczepiają mnie na ulicy i chcą mi coś powiedzieć. Przez pierwszą połowę mojej kariery zaczepiały mnie wyłącznie dziewczyny, a teraz bardzo często i chłopaki, którzy z nimi są, mówią mi: "Robisz świetne numery, ostatnia płyta była sztosem". A może nawet pójdę o krok dalej: mam wrażenie, że w przeciwieństwie do początków mojej kariery teraz już nie jest powodem do wstydu powiedzieć: "słucham Margaret". To zaczęło się chyba od momentu, kiedy postanowiłam trochę poromansować sobie z rapem. Pamiętam, jak wszyscy mi mówili, że to się nie uda, nie siądzie, po co ja się pakuję do tego świata. Ja, taka różowa? A jednak siadło i - mam wrażenie - wyniosło mnie na trochę inną półkę na naszym rynku.

Nie jest tajemnicą, że na samym początku kariery miałaś wielu doradców i nie zawsze twoja wizja zazębiała się z wizją osób z wytwórni i odpowiadających za twój wizerunek. Masz przez to dziś pewnego rodzaju awersję do niektórych utworów z tamtych czasów?

(dłuższa cisza) Czasami tak, bo przypominam sobie konkretne sytuacje np. z momentem wypuszczenia danego singla - chociażby "In My Cabana", który cieszy się dużą sympatią moich fanów. Ja niekoniecznie dziś już lubię ten numer, ale to nie jest tak, że jestem na takie utwory obrażona. Teraz po prostu śpiewam je trochę inaczej, kombinuję z aranżacjami, czego świetnym przykładem był mój koncert "MTV Unplugged", gdzie niektóre kawałki wywróciłam do góry nogami. I śpiewało mi się je świetnie! Choć nie z wszystkimi utworami da się to zrobić. Powiem może tak - np. "Wasted" nie usłyszycie na nowej trasie (śmiech).

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Margaret - Mała ja (Official Audio)

A łatwo było podjąć decyzję, że już nie chcesz grać plenerowych koncertów, tylko skupić się na biletowanych trasach?

Musiałam sobie odpowiedzieć na kilka pytań, a właściwie na najważniejsze - czy to będzie dla mnie rozwój? Uznałam, że tak. Chciałam powalczyć o słuchacza, który jest w stanie zapłacić, żeby mnie posłuchać - taki słuchacz przychodzi na koncert i wie, po co tam idzie. Taki switch (z ang. zmiana), nigdy nie jest łatwy i obserwuję też koleżanki z branży, którym się to nie udaje, dlatego jestem wdzięczna, że mi się udało.

A dlaczego postanowiłaś, że "Siniaki i cekiny" nie ukażą się w wersji CD? To odważna decyzja.

Wiem, ale jednak kwestie ekologiczne są dla mnie bardzo ważne i chciałam ograniczyć produkowanie plastiku. Zdaję sobie sprawę, że jest duża część fanów, która jest rozczarowana, że nie będzie CD, ale zamiast tego przygotowaliśmy wspaniałego winyla, do którego zrobiliśmy naprawdę fajną sesję zdjęciową. Dobrze sobie zdaję sprawę z tego, że brak wydania "Siniaków..." na CD zamyka mi też pewne pole, jeśli chodzi o zarobek, ale w mojej ocenie i tak większość osób słucha muzyki w streamingu. Według mnie powoli będzie się już odchodzić od wydawania płyt CD.

Jesteśmy właśnie w trakcie tygodnia eurowizyjnego. Wiele osób wciąż kojarzy cię z tym konkursem, jesteś może już trochę znużona tym tematem?

Ciekawe, że o to pytasz, bo niedawno zdałam sobie sprawę, że zmieniłam swój stosunek do Eurowizji i znowu się nią jaram. Czuję, że teraz może znowu byłabym w stanie pomyśleć o zgłoszeniu się do preselekcji, bo czuję, że tak naprawdę dopiero teraz mogłabym zrobić to naprawdę dobrze. Eurowizja fascynuje mnie też pod względem psychologicznym. Tak sobie myślę, że ten konkurs jest trochę takim testem odporności psychicznej artysty. W Polsce żyje 40 milionów ludzi i nagle wszyscy wiedzą, że to ty reprezentujesz nas na Eurowizji i mają względem ciebie jakieś oczekiwania. Mam poczucie, że teraz stoję bardzo mocno na swoich dwóch nogach i miałoby to o wiele większy sens niż lata temu. Mało kto wie, ale w 2016 r., gdy zgłosiłam się do preselekcji z "Cool Me Down", już po zarejestrowaniu piosenki i zakwalifikowaniu piosenki do dziesiątki preselekcyjnej marzyłam, żeby nie wygrać i nie musieć tam jechać. Ta presja wtedy mocno mnie przytłoczyła.

Na sam koniec chciałbym zapytać cię o Viki Gabor. Wiem, że współtworzyłaś numery na jej nową płytę, która ukaże się przed wakacjami. Jak patrzy ci się na jej rozwój?

Traktuję ją trochę jak młodszą siostrę. Wzrusza mnie jednocześnie, jak jest utalentowana. Zrobiliśmy razem z nią i moim Piotrkiem naprawdę fajne, świeże numery i wierzę, że to będą kawałki, które będzie śpiewała przez lata, bo wydaje mi się, że Viki bardzo je czuje i to jest prawdziwa ona. Trzymam za nią mocno kciuki.

Zobaczcie też nasz ostatni wywiad z gwiazdą ze studia Wirtualnej Polski. Gościem odcinka był Bartłomiej Topa. Aktor kilka miesięcy temu zachwycił Polaków jako Jan Paweł Adamczewski w serialu "1670". Topa opowiedział nam, jak wyglądały jego pierwsze dni na planie, jak na serial zareagowali fani platformy Netflix za granicą oraz co czeka widzów w 2. sezonie "1670". Topa wrócił również wspomnieniami do pracy na planach filmów, które stworzył Wojciech Smarzowski ("Dom zły", "Drogówka", "Wesele"). Zdradził nam też, czym rozczulają go jego córki oraz czy w jego opinii Polacy potrafią się z siebie śmiać:

Zobacz także: Bartłomiej Topa: Zaskoczyło mnie, że serial "1670" doceniła też młodzież. Wiem, że mają z niego bekę

Filip Borowiak, dziennikarz o2.pl

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić