Sytuacja militarna Ukrainy nie wygląda dziś dobrze. W nagraniu na kanale "Wolski o Wojnie" płk Piotr Lewandowski analizował w poniedziałek postępy na linii frontu. Szczególnych zmian nie ma: na większości odcinków Ukraina jest w defensywie, a jasnych punktów na mapie działań wojennych jest obecnie niewiele.
Należą do nich ostrzały Krymu, gdzie Ukraińcom udało się unieszkodliwić kilka wyrzutni systemu przeciwlotniczego S-400. Ale sukcesów, oprócz tego, w zasadzie brak. W Donbasie sytuacja jest bardzo trudna. Rosjanie szykują się do uderzenia na obwód charkowski. Amunicji - szczególnie artyleryjskiej - wciąż brakuje. Może obecna transza pomocy przyniesie wsparcie, ale nawet jeśli tak, to na krótko.
Bo potrzeby Sił Zbrojnych Ukrainy są ogromne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z tego względu administracja Joe Bidena pracuje nad rozbudową ukraińskich sił zbrojnych na przestrzeni dziesięciu lat. Koszty pójdą w setki miliardów dolarów. Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA Jake Sullivan sugerował, że Ukraina przeprowadzi kolejną kontrofensywę już w 2025 roku. Ale to myślenie życzeniowe.
Rokowania pokojowe wiszą w powietrzu?
Cytowany przez "Foreign Policy" analityk Ian Bremmer przekonywał, że pomoc USA na tak dużą jak dziś skalę nie może trwać wiecznie. Bremmer twierdzi, że takiej formy pomocy nie da się utrzymywać długo, niezależnie od tego, kto zasiądzie w Białym Domu: Joe Biden czy jednak niechętny do wspierania walczącej Ukrainy Donald Trump.
Obecna pomoc ma, jak spekuluje "Foreign Policy", przede wszystkim zapewnić Ukrainie lepszą pozycję do przyszłych negocjacji z Rosją. Pozwoli ona uzupełnić braki w broni i amunicji, zmniejszając prawdopodobieństwo, że siły ukraińskie stracą w nadchodzących miesiącach jeszcze więcej własnego terytorium.
Analitycy, w tym szanowany Ian Bremmer, są zdania, że USA nie będzie w stanie co roku pompować tak wielkich pieniędzy w Siły Zbrojne Ukrainy. "To nierealne" - mówią zgodnie. Ale bez tych pieniędzy, kolejnych miliardów dolarów, Kijów może przegrać wojnę.
Przed Ukrainą stoją jednak i inne wyzwania: słabe fortyfikacje, potężne niedobory siły roboczej i "zaskakująco odporna", jak pisze "FP", armia rosyjska. Nie ma się co oszukiwać: Ukraina jest w tej konfrontacji stroną słabszą i zachodnia pomoc nie zmieniła tej rzeczywistości.
Może zatem zdarzyć się tak, że Ukraina będzie musiała wrócić do "rozmów o rozmowach". Oczywiście chodzi o rokowania pokojowe z Rosją. I nie przystąpi do nich w dobrej pozycji. Mówi o tym w rozmowie z o2.pl dr Dariusz Materniak z portalu pol-ukr.net. Przekonuje, że takie rozwiązanie należy bardzo poważnie brać pod uwagę. I to pomimo tego, że wojną są wyczerpane obie strony konfliktu: tak Rosja, jak i Ukraina.
Obu może zależeć na przerwie w wojnie, także wobec braku możliwości rozstrzygnięcia jej na swoją korzyść. Zatem jesienią możemy być świadkami jakiejś formy rozejmu, a następnie rozmów i tymczasowego porozumienia, które może stać się umownym Mińskiem nr 3. Na pewno nie będzie to jednak koniec wojny, raczej pauza strategiczna na kilka lat. Obie strony będą szykować się do kolejnej rundy - przekonuje Materniak.
Dlaczego może dojść do kolejnej wojny? Ponieważ, jak tłumaczy ekspert, ani Rosja nie może pozwolić sobie w ramach obecnej polityki na istnienie Ukrainy jako niezależnego państwa w tym kształcie, ani Ukraina nie jest w stanie zaakceptować obecnego stanu rzeczy i dobrowolnie zrezygnować z zajętych przez wroga terenów, z Krymem włącznie
Wskazuje też, że należy się przygotować na to, iż coraz większy wpływ na amerykańską politykę zagraniczną, także wobec Ukrainy, będą miały wybory prezydenckie. Z perspektywy urzędującej w USA administracji dobrze byłoby - jak mówi o2 dr Masterniak - pochwalić się na koniec tej kadencji i przed głosowaniem jakimś dużym międzynarodowym sukcesem. Najlepiej związanym ze śledzonym przez świat konfliktem.
Na przykład zawarciem rozejmu w toczącej się wojnie. Być może tej na Ukrainie. O ile to rozumowanie jest właściwe, to być może Kijów ma niewiele czasu, aby zmienić sytuację na froncie nieco bardziej na swoją korzyść. Choć biorąc pod uwagę stan spraw i sytuację: zarówno Ukrainy, jak i Rosji, nie spodziewałbym się zmian innych niż w skali taktycznej po obu stronach - wskazuje dr Dariusz Materniak.
Ekspert zaznaczył też, że ten obecny pakiet pomocy dla Kijowa - ma wynieść łącznie bagatela 60 miliardów dolarów - jest porównywalny z całą pomocą, jaką przez ostatnie dwa lata otrzymała Ukraina z USA. To ogromne wsparcie, którego nie należy zmarnować.
Czytaj też: Policzył czołgi Rosjan. Złe informacje dla NATO
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.