Związek Zawodowy Pracowników Poczty ogłosił, że w czwartek (16.05) dojdzie do strajku ostrzegawczego pocztowców. Protest ma mieć ogólnopolski zasięg. Zgodnie z jego założeniami, między godziną 8 a 10 pracownicy Poczty Polskiej odstąpią od obowiązków.
Związkowcy informują nas, że "okienka w kasach mogą być zamknięte, listonosze nie będą dostarczać listów, a paczki nie będą sortowane". Szczegóły strajku wyjaśnia Robert Czyż, przewodniczący ZZPP.
Przez dwie godziny działanie Poczty Polskiej może być utrudnione lub całkowicie niemożliwe. Przesyłki mogą dotrzeć później i warto mieć to na uwadze. Nie chcemy walczyć z klientami. Chcemy podwyżek - mówi Czyż w rozmowie z o2.pl.
Szef związkowców wskazuje, że "w niektórych miejscowościach ludzie są bardzo zdeterminowani do strajku". Nie chce jednak mówić o konkretach. Dodaje, że "udział w strajku jest indywidualną decyzją każdego uczestnika".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pocztowcy sceptycznie podchodzą do strajku. Z jednym się zgadzają
Zapytaliśmy listonoszy i pracowników administracyjnych Poczty Polskiej, co sądzą o organizowanym strajku. Rozmawiający z nami pocztowcy mają mieszane uczucia.
Mało wiemy o tym strajku. Nie dostaliśmy żadnych szczegółowych wytycznych. Nie zdecydowaliśmy się na grupowe wzięcie udziału w proteście. Być może pojedyncze osoby na to pójdą, ale nie słyszałam na razie o tym - mówi nam pracowniczka jednego z toruńskich urzędów pocztowych.
Kobieta dodaje, że "pracuje w małym urzędzie pracy i nie chce zostawiać klientów na lodzie".
Nie ma sensu, żebyśmy zamknęli pocztę na godzinę czy dwie. To tylko utrudnianie ludziom życia. Przychodzą do nas starsi ludzie, przedsiębiorcy, osoby na etatach. Gdyby to była forma twarda, ciągła, zamknięcie na cały dzień, wtedy pewnie byłoby inaczej - mówi pracowniczka poczty w rozmowie z o2.pl.
Podobne zdanie mają rozmawiający z nami listonosze. Zgadzają się ze związkowcami, że "płace na poczcie są śmiesznie niskie, a nadgodziny nie są odpowiednio rozliczane". Tłumaczą natomiast, że te dwie godziny i tak będą musieli prędzej czy później nadrobić.
Nikt za mnie nie rozniesie później tych listów. Będę musiał je dostarczyć, a z rozliczaniem nadgodzin jest problem. Ale trzymam kciuki za związkowców. Im więcej będzie takich głosów, tym lepiej. W końcu wszyscy się zjednoczymy, w słusznej sprawie - tłumaczy nam listonosz ze wsi pod Golubiem-Dobrzyniem.
Nasi rozmówcy nie chcą ujawniać nazwisk. Obawiają się zwolnień i innych nieprzyjemności. Podkreślają, że dostali już "uspokajający list od prezesa Poczty, który podkreślał, że strajk nie jest formą rozmowy".
Czytaj także: Skontrolowano WOŚP. Są wyniki
Zadzwoniliśmy do kilku urzędów pocztowych na terenie całej Polski, pytając o uczestnictwo w proteście. Niektórzy się rozłączali, inni sugerowali kontakt z rzecznikiem Poczty Polskiej. Na sugestię, że stanowi on de facto drugą stronę sporu, słyszeliśmy od pracowników, że "nie mają nic więcej do dodania".
Czego domagają się pocztowcy?
Robert Czyż wskazuje, że największym problemem pracowników Poczty Polskiej są niskie płace. Związkowiec wskazuje, że "listonosze i osoby funkcyjne zarabiają poniżej najniższej krajowej".
Nasza bazowa płaca nie przekracza 4023 zł brutto. Do pensji minimalnej dobijamy dzięki premiom i dodatkom. Tak niska kwota dotyczy ponad 50 tysięcy pracowników Poczty Polskiej - wyjaśnia nam Czyż.
Związkowiec wskazuje, że pocztowcy proponowali zarządowi spółki "wzrost wynagrodzenia o około 1000 złotych", ale na ten moment nie dostali odpowiedzi. Robert Czyż podkreśla jednak, że słyszał "o dobrej woli prezesa Poczty Polskiej, chociaż strajk jest raczej nieunikniony".
Poczta Polska: Monitorujemy sytuację. Będziemy dbać o klientów
O komentarz do postulatów związkowców i słów pytanych przez nas pocztowców poprosiliśmy przedstawicieli Poczty Polskiej. Ci odnieśli się m.in. do informacji, że "utrudniają organizację strajku".
Stanowczo zaprzeczamy stwierdzeniu, że zarząd Poczty Polskiej utrudnia zorganizowanie strajku czy też uznaje go za nielegalny. Nie ma jednak zgody Pracodawcy na podejmowanie działań, swoim zakresem wykraczających poza komunikowaną przez stronę społeczną formę strajku ostrzegawczego w postaci powstrzymania się od pracy - przekazali nam przedstawiciele biura prasowego Poczty Polskiej S.A.
Wymieniają tu takie zachowanie jak m.in. "nagabywanie klientów" czy "zamieszczanie na stanowiskach pracy lub ubiorach elementów odbiegających od obowiązujących zasad wizualizacji i ładu społecznego".
Słyszymy jednak, że przedstawiciele Poczty Polskiej zdają sobie sprawę z problemów swoich pracowników. Tłumaczą się jednak "bardzo trudną sytuacją finansową firmy" i podkreślają, że "postulaty związkowców generują koszt rzędu 2 miliardów złotych, co jest praktycznie niemożliwe do spełnienia".
Sytuacja Poczty Polskiej jest niezwykle trudna. Wkrótce upublicznimy wyniki finansowe za ubiegły rok, w którym odnotowaliśmy największą, historyczną stratę. Warunkiem dalszego funkcjonowania na rynku jest kompleksowa transformacja - wskazują przedstawiciele biura prasowego.
W przesłanym przez wspomniane biuro prasowe oświadczeniu czytamy, że "w Poczcie Polskiej funkcjonuje blisko 100 związków zawodowych, z których większość nie zadeklarowała udziału w dwugodzinnym strajku ostrzegawczym", a "liczba pracowników uczestniczących w ubiegłorocznym proteście nie przekroczyła 1 proc. wszystkich".
Władze Poczty Polskiej uspokajają też klientów. Strajk nie powinien opóźnić dostaw przesyłek.
W związku z zapowiedzianą na czwartek akcją, nie przewidujemy zachwiania procesów operacyjnych, które mogłyby się przełożyć na terminowość świadczonych przez Pocztę usług - informują przedstawiciele biura prasowego Poczty Polskiej.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.