Ewa Sas
Ewa Sas| 
aktualizacja 

Niepokojące sceny na drodze do Morskiego Oka. Nikt nie chce ustąpić

203

Sieć obiegło nagranie, na którym widać, jak koń ciągnący wóz na trasie do Morskiego Oka upada. Woźnica cuci go, uderzając w pysk. "Dość znęcania się nad końmi!" - reagują na nagranie organizacje prozwierzęce. Tymczasem fiakrzy przekonują, że im samym zależy przede wszystkim na zwierzętach, a nie tylko na szybkim zarobku.

Niepokojące sceny na drodze do Morskiego Oka. Nikt nie chce ustąpić
W majówkę głośno było o koniu, który przewrócił się na drodze do Morskiego Oka (PAP, Grzegorz Momot)

- Jakby się człowieka chciało obudzić, to by się go mocniej cuciło. Słyszeliśmy opinie od weterynarzy, że bardzo dobrze to zrobiliśmy. Że weterynarz też by tak zrobił. Jak można koniowi zrobić krzywdę takim uderzeniem? - dopytuje w rozmowie z o2 Władysław Nowobilski ze Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka.

Zdaniem fiakra, do którego należy wspomniany koń, wszystko jest w porządku. Zdaniem weterynarza, który tego konia przebadał, również nic złego się nie stało.

Absolutnie nie. On nie był cucony. Został uderzony w bardzo bolesne miejsce - twierdzi z kolei Anna Plaszczyk z fundacji Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Ochrony Zwierząt - Viva!.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Hybrydowym wozem nad Morskie Oko. ''Lepiej dla środowiska i dla zwierząt''

Przedstawicielka fundacji Viva! nie wierzy też, aby koń rzeczywiście się potknął, skoro droga do Morskiego Oka jest asfaltowa i kamieni na niej nie ma.

Co dalej z końmi na trasie do Morskiego Oka?

Konie wożące turystów do Morskiego Oka budzą kontrowersje od lat. I od lat padają coraz to nowsze pomysły, aby ten problem rozwiązać. Ekolodzy mówią jedno, górale mają swoje zdanie, a Tatrzański Park Narodowy stoi między nimi. Czy konie mają wozić turystów? Czy pora zlikwidować ten rodzaj usług? Kto ma podjąć decyzję?

Pytamy przewodniczącego stowarzyszenia fiakrów o proponowane przez obrońców zwierząt meleksy. To jeden z pomysłów, które pojawiły się w ostatnim czasie. Sęk w tym, że góralom ta idea nie przypadła do gustu. Dlaczego?

Nie mają dobrego akumulatora. Te akumulatory, co są, nie są też dobre dla środowiska. My walczymy o konie. Żeby te konie utrzymać, żeby te konie jeździły. Elektryka sobie poradzi, ale konie wyginą. A chodzi o to, by konie przetrwały. Skoro nie ma orzeczenia żadnego lekarza specjalisty w tej dziedzinie: o przemęczaniu, o znęcaniu się nad końmi, to nie ma powodu, żeby to zmieniać - kwituje twardo Władysław Nowobilski.

Jak dodaje, konie są i będą "awaryjne", dlatego też opcja wymiany fasiągów na np. czterooosobowe dorożki, niczego nie zmieni. Mniejsze wózki też nie przypadły fiakrom do gustu, bo oznaczają mniej miejsc, więc również mniejszy zarobek.

Jadąc z dorożką czteroosobową koń też się potknie. Obrońcy zwierząt nie chcą koni wcale - dodaje Władysław Nowobilski, nawiązując do głośnego wypadku "Lizusa" sprzed kilku dni.

Kolejnym z proponowanych rozwiązań są wozy hybrydowe, czyli konie w połączeniu z elektryką. Na to rozwiązanie z zainteresowaniem zapatruje się Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które niedawno zaczęło działać w sprawie przewozów do Morskiego Oka. To nie pierwszy raz, gdy władze w Warszawie zerkają na problem i zapowiadają zmiany.

Ale do tej pory nic się nie wydarzyło, a przewozy odbywają się w tradycyjny sposób,

Trwa ładowanie wpisu:facebook

Fiakrzy mówią, że w tej chwili technologia nie zdaje egzaminu, ale może w przyszłości zacznie. Obrońcy koni są przeciwnego zdania i nie godzą się z przewoźnikami. Górale nie odpuszczają, obie strony przerzucają się argumentami. Jak w przypadku wozów hybrydowych czy meleksów, które miały pojawić się w drodze do Morskiego Oka.

Skoro się hybrydy palą, to i meleksy się będą palić - uważa Nowobilski.

Kolejnym z rozwiązań, które obrońcy koni proponowali góralom, są fasiągi wykonane na zamówienie. Przeznaczone tylko dla osób starszych lub niepełnosprawnych. Wystarczyłyby dosłownie dwa zespoły, które w razie potrzeby wzywałby na szlak Tatrzański Park Narodowy.

To jest ograniczanie wyboru człowiekowi. Mówi się, że ludzie są leniwi. A tam idą prawdziwi turyści, którzy jadą do Morskiego Oka, a później idą w wysokie góry. Dlaczego mają nie mieć wyboru? - pyta Nowobilski.

Obrońcy zwierząt nie chcą się z tym zgodzić. Ich zdaniem trasa do Morskiego Oka nie jest przeznaczona dla zwierząt i nie powinny się na niej pojawiać konie.

TPN zabrania wprowadzania psów, a nie przeszkadzają im konie? - mówi ze zdziwieniem Anna Plaszczyk.

Co roku konie do Morskiego Oka są poddawane "przeglądowi". Sprawdza się, czy ich stan i zdrowie pozwalają na pracę, jaką wykonują, wożąc turystów. Weterynarzy zatrudniają tutaj trzy strony: Tatrzański Park Narodowy, fiakrzy oraz Fundacja Viva!. Górale z działaczami tej ostatniej nie godzą się od lat, spór na zmianę rośnie i przygasa.

Fundacja do swoich badań ma zatrudniać jedynie lekarzy ogólnych, bez specjalizacji w chorobach koni. W Fundacji Viva! pytamy o tę kwestię. Okazuje się, że owszem, weterynarz nie ma specjalizacji w chorobach koni, co nie znaczy, że się na nich nie zna.

Bożena Latocha, weterynarz, która bada konie w imieniu fundacji, faktycznie nie ma specjalizacji. Ale bada konie od lat - mówi nam Anna Plaszczyk.

Dokąd trafiają konie z Morskiego Oka?

W tej chwili do Morskiego Oka jeździ 60 fiakrów - dwie grupy po 30 fiakrów każda. Jedni jeżdżą po dwa tygodnie, drudzy po dwa tygodnie. W sezonie wymieniają się nawet częściej.

Koni jeżdżących do Morskiego Oka jest około trzystu. Statystyki podane przez Fundację Viva! mówią, że wytrzymują one w tej pracy mniej więcej 36 miesięcy.

Rotacja nie wynika z przepracowania czy przemęczenia. Są konie, które pracują po 10 czy 15 lat. Dużo jest też koni, które nie pracują nawet roku. Są zarejestrowane, ale pracują pierwszy sezon i się nie nadają, bo się na przykład potykają. Żeby uniknąć takiej sytuacji, trzeba konia wymienić - tłumaczy Władysław Nowobilski.

Na poparcie teorii, że konie jeżdżące do Morskiego Oka są raczej starsze, niż młodsze, słyszymy o klaczy, która jeździ już 18. sezon. Ale dane przedstawiane przez przedstawicielkę fundacji Viva! nie są już tak optymistyczne.

Tylko 3 procent koni, które kiedykolwiek pracowały na tej trasie, pracowało po dziesięć lat. Te konie przestają się nadawać dlatego, że ta praca jest mordercza i prowadzi do licznych urazów - mówi Anna Plaszczyk.

Co się dzieje z końmi, których fiakrzy się pozbywają? Obrońcy zwierząt podkreślają, że trafiają one na rzeź, gdy przestają być przydatne. To legalne i dzieje się tak co roku.

Bywa tak, że koń jest chory i trzeba go zutylizować - słyszymy od Władysława Nowobilskiego.

- Czyli co? Trafiają na rzeź? - dopytujemy. Po konie przyjeżdżają zazwyczaj albo handlarze, którzy usiłują je sprzedać dalej, albo chłopi, którzy potrzebują koni np. na kulig. A fiakrzy praw do sprzedanych koni nie mają i się nimi nie interesują.

Trwa ładowanie wpisu:twitter
My nie mówimy, że one nie trafiają na rzeź. Mało prac dla konia jest, żeby te konie można było wykorzystywać? A nawet jakby o to chodziło, to przecież sprzedanie konia do rzeźni jest w Polsce legalne. Dla konia nie ma różnicy, czy trafi za tęczowy most, czy do rzeźni - uważa woźnica.

Dla fundacji prozwierzęcych praca koni wożących turystów do Morskiego Oka to zapracowywanie zwierząt na śmierć. Tymczasem według fiakrów to fundacje doprowadzają do unicestwienia gatunku, bo koni nie rozmnażają. Górale twierdzą, że konie mogą się stać gatunkiem zagrożonym i będzie można oglądać je tylko w zoo.

A czy zdjęcie psów z łańcuchów doprowadziło do ich wyginięcia? Czy udomowienie kotów doprowadziło do ich wyginięcia? W Polsce jest 340 tys. koni. Na trasie do Morskiego Oka pracuje 300. To nie ma wpływu na wyginięcie koni, to ma wpływ na ich cierpienie - zaznacza Anna Plaszczyk.

Przedstawicielka Fundacji Viva! dodaje też, że konie jeżdżące na trasie do Morskiego Oka są wałachami (kastrowanymi ogierami - przyp. red.), co oznacza, że i tak nie zostałyby wykorzystane do rozmnażania.

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Koniec z transportem końmi do Morskiego Oka?

Zdaniem Anny Plaszczyk na etyczne wygaszenie tej formy transportu do Morskiego Oka potrzeba trzech lat. I powinno się to stać jak najszybciej.

W tym okresie na trasę nie mogą trafiać nowe zwierzęta i będzie on stopniowym wygaszaniem tego transportu i zamianą na jakiś alternatywny transport, np. na wózki elektryczne - mówi.

Tylko co stanie się z końmi, które dziś wykonują tę pracę? Fundacja Viva! ma już plan.

My w 2014 roku zadeklarowaliśmy, że przyjmiemy wszystkie konie z Morskiego Oka, które w wyniku likwidacji tego transportu, miałyby trafić do rzeźni i tę obietnicę podtrzymujemy - mówi Anna Plaszczyk.

I na to górale zgodzić się nie chcą, a sami mówią o czarnych owcach, przez które cierpią wszyscy fiakrzy. To te jednostkowe przypadki mają rzutować na wszystkich woźniców.

Zdarzyło się, pewnie. Nie jakoś tam drastycznie, ale sporadycznie. Straż kontroluje, zdarzało się, że ukarali czy zabrali licencję - kwituje Władysław Nowobilski.

Ekologom takie tłumaczenia nie mieszczą się w głowach. Góralom - ich argumenty i walka o konie ciągnące wozy do Morskiego Oka. O porozumieniu na razie nie ma mowy, potrzeba regulacji i interwencji władz. Inaczej nic się nie zmieni.

Ewa Sas, dziennikarka o2.pl

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić