W sobotę (6 kwietnia) mieszkańców Starachowic (woj. świętokrzyskie) wystraszył rozbłysł na niebie i silny wybuch. Zdarzenie zostało zarejestrowane przez jedną z kamer. Nagranie obiegło sieć. Zostało opublikowane przez "Gazetę Starachowicką".
Choć minęło kilka dni, nadal nie wiadomo co było źródłem wybuchu. Jak podaje "Gazeta Starachowicka, ani policja, ani straż pożarna nie odnotowały żadnych zdarzeń. Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych nie stwierdziło jakiegokolwiek naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej. Nie były również prowadzone ćwiczenia wojskowe. Do szpitala nie trafiły żadne osoby poszkodowane w wyniku wybuchu. Służbom nie udało się również dotrzeć do miejsca, z którego rozniósł się huk.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Świadek o wybuchu w Starachowicach. "Coś spadło"
Nam udało się dotrzeć do osób, które tego wieczora przebywały w lesie znajdującym się w na północ od Starachowic.
Mieliśmy ognisko, urzędowaliśmy sobie. W pewnym momencie jak to "rąbnęło", to ziemia zadrżała pod nogami. Jeden wielki huk, który rozniósł się po całym obszarze - mówi nasz rozmówca.
Jak dodaje, nie widział rozbłysku, choć jego kolega, który mu towarzyszył miał zauważyć coś kątem oka. Mieszkańcy Starachowic i okolicznych miejscowości mają ponoć wiele własnych hipotez na temat zdarzenia.
Niektórzy twierdzą, że dzik wyorał jakiś niewybuch z II wojny światowej i on wybuchł. Ale nie róbmy sobie jaj. Nawet jak saperzy coś wożą znalezionego w lesie, to wybucha to dopiero na poligonie. Słyszałem też, że kiedyś doszło w okolicy do wybuchu gazu. Ale przy tym, co było ostatnio, to było "pierdnięcie". Brano pod uwagę również "detektorystów", którzy gdzieś tam w nocy chodzą i być może przypadkiem któryś w coś kopnął, ale lokalne media sprawdzały szpitale, osoby zaginione – i nic! - mówi świadek wybuchu.
Zdaniem naszego rozmówcy tereny, wokół których doszło do wybuchu, są bardzo zalesione, dlatego z użyciem drona można by wskazać z łatwością miejsce eksplozji.
- To będzie wygolony las na kilka metrów - dodaje. Jednocześnie uważa, że służby powinny zaangażować więcej osób w poszukiwania źródła huku. - Rąbie coś w ziemię, trzęsie się wszystko na kilkanaście kilometrów i nikt nic nie wie - piekli się nasz rozmówca.
Ja osobiście uważam, że naprawdę coś spadło. Nie wybuchło na ziemi, tylko spadło z góry. To jest więcej niż pewne. To był huk na kilkanaście kilometrów. Niemożliwe, żeby to były fajerwerki z odpustu - mówi nasz rozmówca. - Ja myślę, że jakby to coś spadło na zabudowania, to by o tym słyszała cała Europa, ale że to było na terenach leśnych, to jest cichosza - dodał.
Wciąż nic nie wiadomo
Sprawą wybuchu w Starachowicach zajmuje się Komenda Wojewódzka Policji w Kielcach. Skontaktowaliśmy się z podinsp. Kamilem Tokarskim, rzecznikiem prasowym Komendanta Wojewódzkiego Policji w Kielcach.
Nic na tę chwilę się nie zmieniło. Chcę podkreślić, że od momentu pojawienia się tego zgłoszenia traktowaliśmy je bardzo poważnie. Tego samego dnia i następnego nie zidentyfikowaliśmy pożaru, uszkodzeń budynków, nie było również rannych osób. Informacje, które pojawiały się w internecie, zostały zweryfikowane. Jeżeli pojawią się nowe fakty, czynności będą przez nas nadal prowadzone - mówi nam podinsp. Tokarski.
Rzecznik KWP w Kielcach dodaje, że zgłoszenie dotyczyły tylko tego jednego incydentu. Wiadomo, iż policja otrzymała kilka telefonów w tej sprawie. Podinsp. Kamil Tokarski zapewnia, że policja tej sprawy nie lekceważy i służby traktują ją bardzo poważnie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.