Jak informuje właśnie dziennik "Fakt", pewna czytelniczka z Kujaw udała się do pobliskiego, osiedlowego sklepu po masło, kilka pomidorów, koperek, a także coś słodkiego. Klientka nie ukrywała, że za tak małe zakupy zapłaciła aż... 49 zł. Trochę ją to zdziwiło.
Szok, bo nie kupiłam nawet mięsa czy pieczywa. Chciałam sprawdzić, co ile kosztowało - tłumaczyła tabloidowi.
Wtedy wyciągnęła z kieszeni paragon i przeczytała zamieszczone na nim poszczególne pozycje. Na widok dwóch z nich aż przetarła oczy ze zdumienia. Otóż - jej zdaniem - w ogóle nie powinny one się tam znaleźć. Nosiły nazwę "zrywka" (a więc zerwana foliowa reklamówka - przyp. red.). Każdą taką jedną wyceniono na 10 groszy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Spojrzała na paragon. Wybuchła: "Myślałam, że ktoś ze mnie zażartował"
Zdenerwowana pani Grażyna złapała za swój telefon i szybko sfotografowała rachunek z kasy fiskalnej. Następnie wysłała go dziennikarzom "Faktu". - Najpierw myślałam, że ktoś ze mnie zażartował - irytowała się w rozmowie z dziennikiem.
Wolne żarty. Od kiedy sklepy wołają sobie pieniądze za najzwyklejszą zrywkę do kilku pomidorów? A może tylko u mnie na osiedlu takie zwyczaje? - pytała retorycznie pani Grażyna.
Poirytowana na całą tę sytuację przyznała, że kiedy następnym razem wybierze się na zakupy do sklepu, weźmie na warzywa i owoce własne reklamówki. - My emeryci, kiepsko widzimy. Zresztą, niewiele osób sprawdza paragony. To trzeba nagłośnić, bo po co mają ludzie tracić pieniądze - wtórowała.
Jak zaznacza teraz "Fakt", np. w hipermarketach Auchan przy owocach i warzywach umieszczono specjalną informację dla klientów. "Tzw. zrywki są oferowane bezpłatnie wyłącznie w przypadku, gdy są przeznaczone do pakowania żywności sprzedawanej luzem jako ich podstawowe opakowanie, co wynika z wymogów higienicznych". W innym wypadku trzeba zaś za nie zapłacić 0,25 zł/1 szt.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.