Dwa konie zabito pierwszego dnia, czyli 13 marca, trzy konie na finał wyścigów - 16 marca. Według serwisu monitorującego przypadki śmierci tych pięknych zwierząt, z powodu urazów uśpiono trzy wierzchowce z Irlandii (Mossback - pęknięta łopatka, Report To Base - złamane kręgi szyjne, Dresden - ranny po upadku), jednego z Anglii (North Hill Harvey - ranny po upadku) oraz jednego z Francji (Sandsend - złamana noga). Ten ostatni koń w swoim 5 letnim życiu ścigał się na zawodach 4 razy, z czego trzy razy wygrywał. Wola walki była w nim tak wielka, że bez dosiadającej go dżokejki i z widocznie złamaną nogą dobiegł do mety. Tam go uśpiono.
Dosiadająca Sandsenda Katie Walsh wyszła incydentu bez szwanku, tylko z siniakami. Jej brat Ruby, także dżokej, musiał opuścić zawody w Cheltenham po odnowieniu się dawnego złamania. Nagrania z tragicznego wypadku wierzchowca Walsh trafiły do sieci.
Rok temu w Cheltenham obstawiający wyścigi widzieli śmierć 4 koni. W sumie, od 2007 roku (odkąd działa horsedeathwatch.com) uśpiono na tym angielskim torze 36 zwierząt.
Ten przypadek dobitnie pokazuje brutalność tego napędzanego przez rządzę zysku sportu. Patrzenie na złamaną nogę Sandsend było straszne, ale pomyślcie o horrorze jaki przeżywało samo zwierzę. I to nie z własnej winy. Ile jeszcze koni musi umrzeć, żeby ktoś powstrzymał tę falę? - pytała Isobel Hutchinson, szefowa organizacji Animal Aid, sprzeciwiającej się wyścigom konnym w obecnej formule.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.