Skrajną nieodpowiedzialnością wykazał się przewoźnik na Podlasiu. Nie zgłosił do kontroli pojazdu przed podróżą, jednak dość szybko dosięgnęła go sprawiedliwość. Policjanci dowiedzieli się o wyjeździe tego pojazdu przez przypadek.
Czytaj także: "Europejski Trump" jest bezwzględny. Pokazuje zdjęcia i zabiera głos na temat uchodźców
Policyjne kontrole autokarów są w Polsce na porządku dziennym. Ich liczba wzrasta szczególnie w wakacje, kiedy wiele dzieci wyjeżdża na rozmaite wyjazdy. Pojazd, który miał przewieźć dzieci z Moniek do Władysławowa na obóz sportowy, miał odjechać bez jakiejkolwiek kontroli. Na szczęście policjanci przez przypadek dowiedzieli się o planowej wyprawie i złożyli niezapowiedzianą wizytę na miejscu odjazdu wycieczki.
Po przybyciu na miejsce funkcjonariusze przecierali oczy ze zdumienia. Byli zaskoczeni fatalnym stanem technicznym autokaru i lekceważącym stosunkiem organizatora do bezpieczeństwa najmłodszych.
Pojazd miał uszkodzoną przednią szybę, niesprawną instalację elektryczną, liczne wycieki oleju silnikowego, płynu chłodniczego czy nawet paliwa, które wyciekało z filtra wprost na kostkę wiązki elektrycznej. Ponadto na pokładzie była tylko jedna gaśnica, a przewód łączący zbiornik wyrównawczy płynu chłodniczego z chłodnicą, połączony był za pomocą obudowy długopisu.
Policjanci uniemożliwili kierowcy odjazd niebezpiecznym autokarem. Podróżować miało nim 30 dzieci z lokalnego klubu sportowego. Na szczęście w porę udało się zareagować i być może zapobiec tragedii. Kierowca został pozbawiony dowodu rejestracyjnego i nie mógł kontynuować jazdy.
Czytaj także: "Popis" kierowcy bmw. Zdjęcie jego auta obiegło sieć