Tragedia Anny i Alexandra rozegrała się w sobotę 30 stycznia w Cloppenburg w Dolnej Saksonii. Tego dnia Viktor T. zadzwonił po funkcjonariuszy policji, którzy po przyjeździe do jego mieszkania zobaczyli przerażający widok. Okazało się, że w środku znajdowały się dwa ciała – dorosłej kobiety i małego chłopca – z widocznymi ranami kłutymi.
Cloppenburg, Niemcy. Morderstwo Polki. Bliska koleżanka wspomina Annę
Viktor T. nie stawał oporu w trakcie aresztowania. Pochodzący z Rosji 30-latek odmówił ujawnienia swoich motywacji i obecnie trwa jego obserwacja psychiatryczna.
Przeczytaj także: Dramat w Niemczech. Zadźgał Polkę i ich 6-letniego syna
Jedną z osób, które dobrze znały 27-latkę, jest Anna Gilara, prowadząca w Cloppenburg salon kosmetyczny. Polka należała do jej stałych klientek, pani Gilara znała również synka zmarłej. Jak przyznała w rozmowie z "Faktem", nie może otrząsnąć się po dramacie, jaka rozegrała się pod koniec stycznia.
Niestety od czasu pojawienia się koronawirusa mamy zamknięte gabinety. Ale wcześniej nic nie wskazywało na to, że dojdzie do tragedii. Ania była zawsze pogodna uśmiechnięta. I raczej dobrze mówiła o mężu – przyznaje Anna Gilara, którą cytuje "Fakt".
Przeczytaj także: Zabójstwo Polki w Londynie. Znajomi nie mogą uwierzyć. "Piękna i dobra osoba"
Nie tylko pani Anna czuje się poruszona tragedią. Jak sama przyznała, liczne osoby z Cloppenburg i okolic, które także poznały 27-latkę, postanowiły wesprzeć jej rodzinę finansowo oraz pokryć koszty transportu ciał matki i syna. W gronie chętnych do pomocy znaleźli się przedstawiciele różnych narodowości.
Do akcji dołączają się Niemcy, Polacy i Rosjanie. Wszyscy ubolewają nad ta tragedią. Nawet w tym ciężkim dla ludzi czasie ludzie wykazują się ogromna empatią – mówi cytowana przez "Fakt" pani Anna.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.