O. Adam Szustak prowadzi popularny kanał "Langusta na palmie" na YouTube. Duchowny w jednym z ostatnich odcinków mówił o wspólnym zamieszkaniu dwóch osób przed ślubem. Przyznał, że jego zdaniem "nie jest to dobra sytuacja", a tym bardziej, gdy te osoby współżyją ze sobą. Ostrzegł też, że nawet, gdy para mieszka pod wspólnym dachem, ale nie uprawia seksu, może nie otrzymać rozgrzeszenia.
Jednym z argumentów za taką postawą jest tak zwane zgorszenie publiczne. Krótko mówiąc - inne osoby mogą się czuć źle z tym, że my popełniamy grzech. O. Adam, analizując słowa św. Pawła, doszedł jednak do wniosku, że nie powinno się aż tak przejmować czyimiś opiniami. Konkluduje, że - jego zdaniem - zgorszenie publiczne nie jest powodem, by para żyjąca w czystości nie dostała rozgrzeszenia.
Duchowny powiedział, że nie uważa wspólnego zamieszkiwania przez dwie osoby za grzech. Dodał jednak, że gdy rozmawia z parami na ten temat, zdecydowanie odradza im takie rozwiązanie.
Więcej przeczytacie tutaj: Mieszkacie razem, ale nie macie ślubu? Duchowny krótko
Ksiądz o mieszkaniu przed ślubem. Niektóre pary rezygnują
Co na to inni duchowni? Czy Kościół powinien iść z duchem czasu i zezwolić wiernym na taki krok, biorąc pod uwagę choćby względy ekonomiczne?
Zdaje się, że do tego droga daleka.
Ksiądz Bogdan Bartołd jest proboszczem parafii archikatedralnej św. Jana Chrzciciela w Warszawie. Postanowiliśmy zapytać duchownego, czy rzeczywiście mieszkanie przed ślubem należy uznać za ciężki grzech.
Na każdą sprawę trzeba patrzeć indywidualnie. Są sytuacje, gdy w jednym mieszkaniu są trzy pokoje i mieszkają tam znajomi, przyjaciele, wówczas wygląda to zupełnie inaczej. Jeśli jednak mieszka dwójka osób pod jednym dachem, nawet zachowując czystość, to należy wziąć pod uwagę dwie kwestie. Pierwsza to zgorszenie publiczne. Ci ludzie obracają się wśród swoich znajomych i mogą wywoływać wśród nich zgorszenie taką postawą. Druga to kwestia narażenia na pokusę - przekonuje duchowny.
Ksiądz Bartołd ma inne zdanie na temat zgorszenia publicznego niż o. Szustak. - Dużo się mówi teraz o byciu tolerancyjnym, ale tolerancja nie powinna polegać na akceptowaniu wszystkiego - mówi duchowny i podaje przykład:
- Jeżeli ktoś zobaczy pijanego księdza na ulicy, to czy myśli pan, że on tylko nadużył alkoholu i zgrzeszył? Jest też kwestia zgorszenia publicznego. Polega to na tym, że ktoś, kto deklaruje się jako katolik, podejmując działania nieakceptowalne i nie do przyjęcia, powoduje zgorszenie u osób wierzących. Wbrew pozorom ludzie są bardzo wrażliwi na te kwestie.
- Niektóre pary mają wewnętrzną autorefleksję - uważa ksiądz Bartołd. I dodaje, że narzeczeni lub partnerzy w trakcie wspólnego prowadzenia gospodarstwa domowego ponoć zaczynają zdawać sobie sprawę, że żyją w grzechu.
Zaskoczę pana, ale są osoby przystępujące do spowiedzi, które mówią, że mają na przykład pół roku do ślubu, ale wyprowadzają się na jakiś czas ze wspólnego mieszkania, aby dać znajomym przykład. Pokazać, że wiara coś dla nich znaczy - mówi duchowny.
Zobacz także: Ksiądz z TikToka o separacji. Mówi, co z sakramentami
Mieszkali razem, potem się rozstają. "Najbardziej cierpią kobiety"
Ksiądz Rafał Główczyński jest jednym z najbardziej znanych duchownych w Polsce. Prowadzi kanał "Ksiądz z osiedla". Wypowiada własne opinie, prowadzi rozmowy. Jego nagrania oglądają dziesiątki, a czasem nawet setki tysięcy osób. Zapytaliśmy go o kwestię mieszkania par przed ślubem. Czy ksiądz-tiktoker okaże się bardziej liberalny?
Jeżeli ktoś mieszka razem i ze sobą współżyje, to jest to grzech. Taka osoba nie otrzymuje rozgrzeszenia. Tym bardziej, gdy widać, że nie ma szans na zmianę w najbliższym czasie - mówi w rozmowie z o2.pl. - Parze, która coś do siebie czuje, raczej trudno poprzestać na rozmowach - dodaje dopytywany o zachowanie czystości pod jednym dachem.
Jak przyznaje, podczas spowiedzi rzadko kto wspomina, z kim mieszka. Duchowny także nie drąży tego tematu. Inicjatywa, jeśli już, wychodzi od spowiadanego. W kwestii zgorszenia publicznego ma jednak nieco inny pogląd niż ks. Bartołd.
Kiedyś było tak, że sąsiedzi wiedzieli, kiedy jakaś para mieszka ze sobą bez ślubu. Wówczas rzeczywiście można było traktować takie zachowanie jako gorszące. Wydaje mi się, że jest to zakorzenione w tych dawnych czasach. Obecnie sytuacja się zmienia. Sąsiedzi nie wiedzą już tak wiele o sobie - mówi ks. Rafał.
Gdyby do księdza Główczyńskiego przyszła para i podpytała go o wspólne zamieszkanie przed ślubem, duchowny zdecydowanie odradziłby takie rozwiązanie.
W teorii takie wspólne, krótkie zamieszkiwanie ze sobą przed ślubem ma sprawić, że sprawdzimy się nawzajem. Znam jednak przykłady, kiedy przeradza się to w długoletnie zamieszkiwanie. Potem często się to sypie. Okazuje się, że to jednak nie było to - mówi.
- Najbardziej cierpią wtedy kobiety. Dużo trudniej jest im poukładać sobie wszystko na nowo. Mężczyźni zazwyczaj znajdują sobie młodsze partnerki. Kobietom przychodzi o wiele trudniej znalezienie nowego partnera. Nie jest im również łatwo zaufać drugiej osobie - kwituje ks. Rafał.
Zgadzacie się ze stanowiskiem księży?
Czytaj również: Ksiądz odwiedził kontrowersyjną restaurację. "Bardzo mnie boli"
Rafał Strzelec, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.