Ławrow chce zbierać poparcie dla Rosji i przeciwstawić się gniewowi międzynarodowej opinii publicznej z powodu wojny w Ukrainie. Poparcia tego szuka wszędzie tam, gdzie Rosja ma swoje interesy. A dziś ma je np. w Afryce.
To kontynent, który jest jednym z największych odbiorców rosyjskiego oraz ukraińskiego zboża. Ich eksport wstrzymano przez wojnę w Ukrainie. Sam Egipt, który Ławrow odwiedził jako pierwszy, na zakup rosyjskiego zboża wydał w 2021 roku miliard dolarów. Trzy lata wcześniej, w 2018 roku, suma ta była przeszło dwa razy wyższa i wyniosła 2,1 miliarda.
Teraz do Afryki nie dociera ani zboże rosyjskie, ani ukraińskie, co jeszcze bardziej przyczynia się do kryzysu głodu na kontynencie. W regionie tzw. Rogu Afryki, który zmaga się z długotrwałą suszą, już teraz według szacunków ONZ głoduje ok. 13 mln ludzi.
Zboże, gaz, broń
W trakcie wizyty w Afryce - gdzie poza wspomnianym Egiptem odwiedzi Etiopię, Ugandę i Kongo - Ławrow ma przekonywać, że to nie Rosja, tylko Zachód odpowiada za problem głodu. Słowa Ławrowa mogą trafić na podatny grunt, bo zależność Afryki od Rosji, jak mówi w rozmowie z o2.pl dr Aleksander Olech, dyrektor Programu Bezpieczeństwa w Instytucie Nowej Europy, jest "bardzo silna".
Kraje, które wybrał Ławrow, od wielu lat mają podpisane porozumienia z Rosją ws. zacieśnionej współpracy wojskowej. To Kreml jest sojusznikiem, który dostarcza broń. Federacja Rosyjska, mimo dużej rywalizacji na rynku zbrojeniowym, jest liderem dostaw broni do Afryki Subsaharyjskiej. A do tego nie ma przeszłości kolonialnej, nie narzuca demokracji i - co najważniejsze - obiecuje duże inwestycje w regionie. To, że Moskwa nie spełnia potem wielu obietnic, jest oczywiste, ale drenaż energetyczny oraz wykorzystanie polityczno-militarne krajów Afryki to fakty - mówi dr Olech.
Dodaje, że celem nadrzędnym Rosji jest podtrzymanie jej wpływów w regionie. Chodzi też o wywarcie presji na kraje Zachodu, aby ustąpiły Rosji w kwestii wsparcia Ukrainy. - Afryka jest terenem rozgrywki. Zachód musi zrozumieć, że należy walczyć z łatką kolonizatora, ale nie można wchodzić w rosyjską manipulację, tj. w szantaż, że zboże nie trafi do Afryki, ponieważ to jest broń obusieczna. W związku z tym to Zachód musi przejąć kontrolę nad dostawami do państw afrykańskich, gdyż obecnie inicjatywa niemal w całości należy do Kremla - stwierdził dr Olech.
Ławrow dobrze wybrał kraje
Prof. Andrzej Polus, afrykanista z Uniwersytetu Wrocławskiego, podkreśla, że Ławrow bardzo dobrze wybrał kraje swojej wizyty. Są to państwa istotne z perspektywy różnych interesów Rosji, ale także ważne dla całego afrykańskiego systemu bezpieczeństwa.
Uganda na przykład jest gwarantem bezpieczeństwa regionu. To lojalny sojusznik Ameryki, który ma nie dopuścić, by destabilizacja z regionu Sahelu "rozlała" się w rejonie Wielkich Jezior. Ma dobrze wyszkoloną armię, ale głównym dostawcą broni jest Rosja. Podpisała też zresztą z Rosją umowę przedwstępną na budowę elektrowni jądrowej - komentuje prof. Polus.
Według niego podróż tę trzeba postrzegać jako dowód na sprawność dyplomatyczną Rosji. W jego ocenie Kreml widzi w Afryce większy potencjał niż Stany Zjednoczone czy Unia Europejska, które długo traktowały ten kontynent z pewną rezerwą. Dowodem na to, że Rosja jest na tym polu o krok przed USA, ma być to, że na październik planowane jest drugie już forum Rosja-Afryka. W grudniu tymczasem odbędzie się dopiero pierwsze w historii forum międzyrządowe na linii USA-Afryka.
Rosja sięga po stare karty
Podobnie jak to miało miejsce w przeszłości, Rosja chce być postrzegana w Afryce jako kraj walczący z neokolonializmem. Ławrow zaraz po przybyciu do Egiptu stwierdził, że Rosja pomoże Afryce dokończyć "proces dekolonizacji". Różnica między obecnym a dawnym podejściem jest taka, że tym razem Kreml rezygnuje z bagażu ideologii komunistycznej, z którym stawiał się w Afryce przed laty.
Wydźwięk słów Ławrowa i całej jego wizyty jest taki, że dzisiejsza Rosja sprzeciwia się systemowi światowemu, w którym Afryka Subsaharyjska jest marginalizowana - zaznacza prof. Andrzej Polus.
I dodaje, że Afrykańczycy bardzo dobrze pamiętają zimną wojnę, dlatego dziś raczej nie opowiedzą się jednoznacznie ani po stronie Ukrainy i Zachodu, ani po stronie Rosji. Będą starali się wchodzić w takie partnerstwa, w których będą mogli zyskać jak najwięcej.
"Wojna o nowy porządek międzynarodowy"
Wizyta Ławrowa może przynieść Rosji duże korzyści. Nawet jeśli kraje takie jak Etiopia czy Uganda nie są głównymi rozgrywającymi światowej polityki, to w ramach gremiów międzynarodowych mogą Rosję wspomagać lub przynajmniej zachowywać życzliwą neutralność. Etiopia wszak jest jednym z państw, które odmówiły głosowania podczas marcowej sesji zgromadzenia ogólnego ONZ. Delegaci tego kraju wyszli z sali, kiedy głosowano nad rezolucją potępiającą Rosję. Etiopczycy powiedzieli, że Zachód wymaga od nich zajęcia stanowiska, a oni stanowiska zajmować nie będą i zagłosują nogami - wychodząc.
Ławrow już przy okazji poprzedniej wizyty w Afryce, która miała miejsce w 2018 roku, przywiózł bardzo jasny przekaz: Rosja chce wrócić do Afryki, ponieważ porządek międzynarodowy, w którym funkcjonuje Afryka, jest nie do przyjęcia.
Teraz, kiedy trwa wojna w Ukrainie, stawka takich wizyt jest jeszcze większa. Świat stoi u progu poważnego kryzysu żywnościowego, a USA i Unia Europejska mogą mieć duże trudności w walce na kilku frontach jednocześnie. Potrzeba im sojuszników ze wszystkich kontynentów. Potrzeba ich też Rosji - i Rosja już ich szuka.
Wojna w Ukrainie prezentowana jest przez Rosję jako wojna o nowy porządek międzynarodowy - komentuje prof. Andrzej Polus.