Do zdarzenia doszło w kwietniu 2015 r. 5-letni Kacper z Miechucina bardzo źle się czuł. Bolał go brzuch i miał niską temperaturę. Lekarz rodzinny przepisał mu leki na zapalenie oskrzeli i ból gardła, jednak jego stan się pogarszał.
Lekarz zmienił leki, ale one również nie pomagały. Rodzice zabrali chłopca na szpitalny oddział ratunkowy w Kartuzach. Matka 5-latka w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" relacjonowała, że synek był bardzo w złym stanie. Ledwo siedział na krześle i ciężko oddychał. Jego temperatura ciała spadła do 33 stopni.
Lekarka ze szpitala stwierdziła, że to tylko gardło, i "w stanie dobrym" wypisała synka do domu. Chwilę później on nagle się odwrócił, zrobił się siny i już się urwał z nim kontakt - powiedziała matka Kacperka.
Po kilku dniach chłopiec był w jeszcze gorszym stanie i stracił przytomność. Rodzice wezwali karetkę, a dziecku stanęła akcja serca. Najpierw reanimował go ojciec, a potem ratownicy. Trwało to 50 minut, ale chłopca udało się uratować.
Dziecko trafiło do szpitala. Niestety po trzech dniach chłopiec zmarł z powodu niewydolności serca i obrzęku mózgu. Jego rodzice zawiadomili prokuraturę.
Zapadł wyrok w sprawie śmierci 5-latka. Lekarka skazana
Po kilku latach zapadł w tej sprawie wyrok. Jak podaje "Wyborcza", pediatra Ewa Ch., która odesłała chłopca ze szpitala, została skazana na pół roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Ma także zapłacić zadośćuczynienie w wysokości 40 tys. zł rodzicom chłopca. Wyrok nie jest prawomocny.
Zobacz także: Ptok o lekarzach i pielęgniarkach, którzy zmarli z powodu COVID-19