Słowacki premier został postrzelony w środę po południu w miejscowości Handlova. To nieduże, liczące niecałe 18 tys. mieszkańców miasteczko w środkowej części Słowacji. Odbywało się tam wyjazdowe posiedzenie słowackiego rządu.
Fico wyszedł z budynku miejscowego Domu Kultury. Tam właśnie odbywały się obrady. Chciał przywitać się z zebranymi na miejscu mieszkańcami miasta. Wtedy napastnik otworzył ogień z broni palnej. Według przekazów medialnych polityk został trzykrotnie trafiony.
Na nagraniach z miejsca zdarzenia widać nerwową reakcję funkcjonariuszy słowackiego premiera. Czy zachowali się odpowiednio? Wśród naszych rozmówców, byłych lub czynnych funkcjonariuszy odpowiedzialnych za ochronę bezpośrednią, nie ma zgodności w sprawie jej profesjonalizmu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gen. Janicki: Widać błędy
Działania ochrony krytykuje były szef Biura Ochrony Rządu gen. Marian Janicki. W krótkiej rozmowie z o2.pl mówi, że w jego ocenie słabo przygotowane było miejsce czasowego pobytu premiera. Krytykuje także działania służb na miejscu.
Jeżeli mamy kilkanaście, kilkadziesiąt osób to policjanci w mundurze powinni obserwować tłum, szczególnie pod kątem pojawienia się broni. A tu napastnik został położony na glebie, kiedy padły strzały. Moim zdaniem to była spóźniona reakcja służb ochrony - mówi gen. Janicki.
Gen. Pawlikowski: Grupa ochronna zadziałała
Inaczej mówi o działaniach słowackiej służby ochronnej jego następca gen. Andrzej Pawlikowski. Podkreśla on, że nagranie jest zbyt krótkie, by ocenić, czy ochrona zadziałała w stu procentach profesjonalnie. Dodaje jednak, że służby w zakresie swych zadań kompetencyjnych powinny robić wszystko, aby zapewnić bezpieczeństwo ochranianemu politykowi.
Przypuszcza jednak, że ochrona słowacka była na tyle profesjonalna, że oprócz funkcjonariuszy z ochrony bezpośredniej oraz umundurowanych funkcjonariuszy policji byli także funkcjonariusze po cywilnemu pod tzw. przykrywką, zabezpieczający miejsce pobytu ochranianego polityka.
Generał podkreśla zarazem, iż widać, że zarówno funkcjonariusze ochrony osobistej, jak i funkcjonariusze pod przykrywką, przegapili sam moment wyciągnięcia broni przez napastnika.
Jednak według jego oceny funkcjonariusze z grupy ochrony bezpośredniej zareagowali prawidłowo: nakryli premiera i ewakuowali go w kierunku przeciwnym do kierunku padania strzałów. Następnie "wpakowali" go do samochodu opancerzonego, zabierając go do szpitala.
Zawsze w sytuacji wizyty VIP-a w jakimś miejscu trzeba mieć opracowanych kilka wariantów ewentualności odejścia z miejsca zdarzenia, brać pod uwagę, że może być więcej napastników, że mogą także być podłożone ładunki wybuchowe - dodaje gen. Pawlikowski.
Jednak błędy? "Ręce opadają"
Inaczej patrzy na sprawę bardzo doświadczony funkcjonariusz polskiej służby ochronnej. Chce zachować anonimowość, wylicza jednak długą listę błędów i zaniechań, których - jak ocenia - dopuściła się słowacka służba.
Ręce opadają. Totalny chaos i ochrona biegająca dookoła samochodu. To wyjątkowa sytuacja, ale funkcjonariusze po prostu zgłupieli, że do czegoś takiego doszło - rozpoczyna nasz rozmówca.
Wskazuje też kilka bardzo istotnych błędów ochrony. Po pierwsze: żaden z członków grupy ochrony nie ma wyciągniętej broni. Po drugie: kierowca limuzyny Fica, jak widać na filmie, wysiadł z auta. Po trzecie: są oddzielające VIP-a od gapiów barierki, ale widać, że są "rozpięte", czyli rozdzielone. Po czwarte: ochrona powinna stać zarówno za barierką, ale być także przy premierze. Po piąte: niemal "na plecach", tuż za ochroniarzem, stoi przypadkowa kobieta.
I to nie na wyciągnięcie ręki, ale "na łokieć". Nastąpiło rozprężenie sytuacji po spotkaniu. Mamy atak bezpośredni, z bronią. Na filmie widać chaos - wsadzenie go do samochodu i bezradność, bo co dalej robić? Dookoła wciąż są osoby postronne. Przecież to jest zagrożenie! Dlaczego nie oddzielono tłumu? Gdzie są funkcjonariusze ochrony z bronią długą i pozostałe samochody ochrony? Dlaczego on od razu nie odjeżdża? - irytował się funkcjonariusz.
- Co to ma być?! Ostatni raz tak wyraźne błędy ochrony widziałem podczas zamachu na Icchaaka Rabina. Nie znamy profilu atakującego. To, co widać na filmie, to wynikowa wielu lat pracy na różnych stanowiskach. Widzę tutaj szok - totalny szok i chaos - mówił dalej.
Generał Pawlikowski dodaje za to, że w tym momencie mamy bardzo wiele niewiadomych. Nie wiemy nic o motywacji napastnika lub napastników. Nie wiemy teraz, czy był to napastnik pojedynczy, tzw. "samotny wilk", czy grupa lub wręcz organizacja. Nie można jednak, jak mówi, wykluczyć także działań Federacji Rosyjskiej, która gra na destabilizację Europy.
Podkreśla też, że w tej chwili musimy zaczekać na czynności śledcze i procesowe, aby dowiedzieć się, co było celem osoby atakującej, kto ją do tego inspirował. Jeśli napastnik strzelał i trafił, to znaczy, że musiał mieć z bronią jakieś obycie. Trzeba zidentyfikować osoby, które brały udział w zdarzeniu, to będzie, jak twierdzi, kluczowe dla dalszych czynności w tej sprawie.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.