Po trzech tygodniach walk w Ukrainie można powoli wyciągać pierwsze ostrożne wnioski. Rosja nie osiągnęła, jak się wydaje, nadrzędnego celu strategicznego, którym mogła być wymiana rządzących Ukrainą polityków na bardziej przychylnych. Zełenski zaś zbudował pozycję bohatera narodowego.
Być może uda się Ukrainę odciągnąć od NATO. W obliczu wypowiedzi prezydenta Zełenskiego, że drzwi NATO są dla Ukrainy jak na razie zamknięte, można przyjąć, iż ten cel uda się Rosjanom zrealizować. O ile ukraiński prezydent nie liczy na coś odwrotnego, czyli wymianę władzy na Kremlu, a jego słowa o "zamkniętych drzwiach" są pewną zasłoną i grą na zyskanie czasu.
Nie wiadomo, kiedy zakończą się działania wojenne. Obie strony zaczynają jednak sygnalizować, że są gotowe do rokowań pokojowych. Być może Ukraina będzie musiała poświęcić część swojego terytorium. Co nie jest jednak oczywiste, szczególnie w obliczu zapowiedzianych przez Joe Bidena dalszych dostaw sprzętu wojskowego. Możliwe scenariusze dla kraju naszego wschodniego sąsiada opisywaliśmy w innym miejscu.
Wróćmy jednak do punktu wyjścia. Jakie błędy zostały popełnione przez rosyjskiego prezydenta i otaczających go współpracowników? Czy Władimir Putin postawił na złych doradców w sprawie wojny w Ukrainie?
Błąd pierwszy: brak strategicznego zaskoczenia
To, że Europa nie wierzyła w wybuch wojny w Ukrainie, nie znaczy, że o tym nie wiedziała. Doniesienia o możliwym wybuchu konfliktu pojawiały się pod koniec listopada ubiegłego roku. Amerykanie sygnalizowali, że Rosja szykuje się do ataku na naszego wschodniego sąsiada.
Trudno podejrzewać, by o nadchodzącej burzy nie były informowane także władze ukraińskie. Wręcz przeciwnie: skutecznie prowadzona przez Ukraińców obrona zdaje się potwierdzać, że dużo wcześniej dysponowali oni informacjami wyprzedzającymi (i to dokładnymi), co pozwoliło przygotować się do obrony kraju.
Zawiodły zatem trzy najważniejsze elementy w układance Władimira Putina: dyplomacja, armia i służby specjalne. A to każe przejść do punktu drugiego: wskazania najbardziej winnych.
Błąd drugi: zaufanie złym doradcom
Sprawę spartaczyli: szef MSZ Siergiej Ławrow, szef GRU (wywiadu wojskowego) Igor Kostiukow i szef rosyjskiego MON Siergiej Szojgu. Rosji nie udało się podzielić Zachodu na tyle, by - mimo opieszałości - nie stanął po stronie Ukrainy. Wielka Brytania ruszyła z dostawami broni i amunicji do Ukrainy ponad miesiąc przed wybuchem wojny. Później zaczęły się do tego włączać kolejne państwa: Polska, Niemcy, Hiszpania, Kanada, a nawet kraje bałtyckie i skandynawskie. Rosji nie udało się też pokonać Ukrainy w sferze informacyjnej. Ukraińcy znakomicie zarządzają przekazem w infosferze, co też jest elementem składowym działań obronnych.
Nawet życzliwi Rosji Niemcy zaczęli działać i opóźnili, a w końcu zawiesili certyfikację ukończonego już niemal gazociągu Nord Stream II. Sankcje zaczęła na Rosję nakładać Unia Europejska i USA. Nie zapobiegła temu rosyjska dyplomacja, dowodzona przez Siergieja Ławrowa. Nie była w stanie rozbić europejskiej jedności.
W grudniu ubiegłego roku Rosja postawiła ultimatum wojenne, później były negocjacje, podczas których rosyjska dyplomacja była nieprzygotowana i przeszarżowała z żądaniami. Zderzyła się z tym, że Zachód nie poszedł na żadne ustępstwa: nie zrezygnował z polityki otwartych drzwi ani wsparcia dla Ukrainy - mówi o2.pl analityczka PISM, Agnieszka Legucka.
Błędy popełniało rosyjskie wojsko, którego "twarzą" jest minister obrony Siergiej Szojgu. Niezależny portal rosyjski gulagu-net przekonuje, że w ubiegłym roku była poważnie rozważana dymisja Szojgu, związana z defraudacją na ogromną skalę środków finansowych, czego miał się dopuścić on i związani z nim ludzie, np. wiceminister obrony Timur Iwanow.
Portal opisuje, że Szojgu, uważający się za kandydata do zastąpienia Putina, miał wtedy podjąć działania popychające Władimira Putina do rozpoczęcia wojny z Ukrainą. Chciał dać Putinowi zwycięską wojnę, która poprawiłaby i pozycję prezydenta, i ministra. Efekty widzieliśmy i widzimy. Mimo sukcesów na wschodzie i południu Ukrainy armia Federacji Rosyjskiej nie jest w stanie pokonać oporu skutecznie broniących się Ukraińców. Zawiodło rozpoznanie, zawiodły wojska pancerne, zawodzi łączność i systemy walki radioelektronicznej. I choć trudno podejrzewać, by Szojgu był świadom tego, co dzieje się w danym pułku, batalionie czy kompanii rozpoznawczej, to jest on ministrem obrony i jest odpowiedzialny za armię.
Tu zaś wina może spaść na Igora Kostiukowa. Szefujący od czterech lat GRU Kostiukow winien był opracować w detalach słabe i mocne strony armii ukraińskiej i rosyjskiej. Póki co okazuje się, że tak nie jest. Ukraińcy radzą sobie w boju nad wyraz dobrze. Jeśli zaś potwierdzą informacje o problemach armii, wynikających z korupcji i nadużyć, grunt pod nogami Kostiukowa może stać się bardzo grząski.
Były szef Agencji Wywiadu, płk Andrzej Derlatka przekonuje, że nie ma już w otoczeniu Putina nikogo, kto by mu powiedział prawdę. W przypadku dyktatorów, jak mówi, często się tak dzieje, że bardzo niewiele osób ma realny dostęp do "wodza". Ci, którzy są w otoczeniu, dodatkowo blokują dostęp, by nikt nie zagroził ich pozycji.
Putin, jako "car" i "samiec alfa", otacza się ludźmi uległymi, potakiewiczami i karierowiczami. Często intelektualnymi i moralnymi miernotami. Z transmisji telewizyjnej sławetnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, na którym zdecydowano o inwazji, wynika, że Putin sam kieruje rosyjskim wywiadem cywilnym SWR. Jego formalny szef Naryszkin jest marionetką. To katastrofalny błąd. Z postawy Naryszkina wynika, że dostarcza Putinowi takie informacje, które pasują do chorych wizji prezydenta - mówi o2.pl.
Wątpliwości co do zaufania Putina wobec prawdomówności współpracowników ma także Anna Łabuszewska. Zajmująca się od lat problematyką rosyjską dziennikarka "Tygodnika Powszechnego" mówi o2.pl, że Putin swoim ludziom ufa. A przynajmniej ufał - w przeszłości. Dziś sytuacja może być nieco inna.
Członkowie Rady Bezpieczeństwa Rosji stanowią krąg decyzyjny otaczający Putina. Na ich spotkaniach wypracowywane są koncepcje i strategie. Większość z tych ludzi to znajomi od wielu, wielu lat. Czy Putin darzy ich zaufaniem? Na pewno tak było kiedyś. Teraz Putin ma do wszystkich ograniczone zaufanie, wydaje się, że sam podejmuje najważniejsze decyzje. Ludzie z najbliższego otoczenia podzielają jego poglądy, a on podziela ich światopogląd - mówi dziennikarka "Tygodnika Powszechnego" Anna Łabuszewska.
Zajmująca się od lat tematyką rosyjską Łabuszewska przypomina, że krąg otaczający Putina to formacja, która czerpie ze źródeł przeszłości sowieckiej, tradycji KGB. Pokolenie, które nie zna nowych technologii, zna ten nowy świat tylko z odbicia i nie zawsze go rozumie. Być może, jak mówi w rozmowie z o2.pl, że niektórzy z członków tej formacji wykorzystują skłonności Putina do rosyjskiego mesjanizmu, podbijają bębenka.
Putin wydaje się wierzyć jednak bardziej w moc brutalnej siły niż w teorie o konieczności obrony Rosji przed wrogim światem. Czy otrzymywał rzetelną informację od swoich współpracowników? Trzeba by zajrzeć do osławionych teczek, od których przejrzenia Putin zaczyna dzień. Patrząc na to, że plan błyskawicznego dotarcia do Kijowa i zamontowania tam marionetkowego rządu (o ile taki faktycznie był ten plan) nie wyszedł, można powątpiewać, czy prognozy były udane. W Putinie narasta frustracja, sięga po terror wobec wrogów wewnętrznych i kontynuuje nieludzką ekspedycję karną wobec niepokornych Ukraińców - kontynuuje Anna Łabuszewska.
Błąd trzeci: niedocenienie przeciwnika
Rosyjscy planiści wojskowi nie docenili przeciwnika. Cytowany wcześniej płk Derlatka mówi, że podstawowa przyczyna takiego stanu rzeczy jest systemowa: chodzi o wodzowski system władzy w Rosji, oparty na "carze - wodzu" państwa i narodu. Na co nakładają się także jego osobiste uprzedzenia Putina - szowinizm i pogarda wobec innych nacji. Szczególnie wobec Ukraińców, których pogardliwie nazywa "chochołami". Wojny, którą wywołał, sam nie nazywa wojną, a "specjalną operacją militarną w celu denazyfikacji, demokratyzacji i demilitaryzacji" Ukrainy.
Putin nie wziął pod uwagę także tego, że od czasów wojny o Krym i Donbas zmieniło się ukraińskie społeczeństwo. Kraj odrobił lekcję sprzed 8 lat. Także jego armia i służby specjalne z SBU na czele. Od buntów na Ukrainie – nie tylko w Doniecku i Ługańsku, także w Odessie, Charkowie, Dnieprze sprzed 8 lat, kiedy ewidentnie ujawniła się rosyjska V kolumna – SBU zrobiło postępy.
Przeorana została administracja, zaszły zmiany w wojsku. Ukraińcy, po sromotnych klęskach: utracie Doniecka, Ługańska, a zwłaszcza Krymu, bez jednego wystrzału musieli gruntownie przebudować swoje państwo: głęboko wymienić kadry zarządcze i dowódcze w wojsku. I Ukraińcy to zrobili. Mocno skupili się także wokół prezydenta Zełenskiego, który z aktora stał się mężem stanu - człowiekiem jednoczącym naród w obliczu zagrożenia.
Błąd czwarty: błoto, traktory i kiepska łączność
Niezależnie od wszystkiego, to nie Ławrow, Szojgu ani nawet Putin wzięli do ręki karabiny i ruszyli do boju. Zrobili to rosyjscy żołnierze, którzy ruszyli do walki po tygodniach, a nawet miesiącach czekania. Okazało się, że armię, która miała być drugą armią świata, potrafią pokonać: dozbrajani przez Zachód Ukraińcy, własna technika, złe ogumienie i... ukraińskie błoto. A także tureckie drony Bayraktar, które zresztą Rosjanie mieli znać "na wylot".
Sytuacja stała się tak zła dla rosyjskiej armii, że trzeba było ratować ją kolejnymi zaciągami z Czeczenii, najemnikami z Grupy Wagnera i bojownikami z Syrii. A gdy do gry weszli na poważnie żołnierze z ukraińskich wojsk specjalnych, zaczęli ginąć wysocy oficerowie rosyjskiej armii. W Ukrainie zginęło już czterech generałów i pokaźna grupa rosyjskich pułkowników. Szkolone przez zachodnich doradców ukraińskie wojsko pokazało się z najlepszej strony.
Warto podkreślić, że Rosjanie tracą w Ukrainie sprzęt wojskowy wart miliony dolarów. Czołgi, samoloty, wyrzutnie rakiet. Ukraińcom udało się przejąć nawet system nasłuchu radiolektronicznego. Dla zachodnich wywiadów to może być prawdziwa skarbnica wiedzy o możliwościach rosyjskiej armii.
Rosjan zawiodło przede wszystkim planowanie. Odbywało się ono w oparciu o dysfunkcjonalny proces decyzyjny, który utwierdził Władimira Putina w tym, że błyskawiczne opanowanie Kijowa i wschodniej Ukrainy będzie stosunkowo łatwe - mówi o2.pl Paweł, były funkcjonariusz służb specjalnych, jeden z autorów strony Bezpieczeństwo i Strategia.
Z tego względu, jak opisuje, ryzyko operacji, której celem było zajęcie Kijowa zostało znacząco niedoszacowane, a zdolności armii rosyjskiej wręcz przeszacowane. Nie powiodło się ponadto przeprowadzone przez Rosję uderzenie otwierające inwazję, które odgrywa kluczową rolę w koncepcji wojny błyskawicznej. Niewystarczające zniszczenie lotnisk, samolotów, radarów i wyrzutni pocisków typu ziemia-powietrze, umożliwiło Ukrainie zachowanie zdolności dowodzenia i komunikacji. Natomiast Rosja nie zdołała zapewnić sobie dominacji w powietrzu.
Kumulacja
Znacząco utrudniło to ofensywę lądową, a także prowadzenie nalotów i operacji powietrznodesantowych. Wojska odpowiedzialne za ten ostatni element miały przez to znacznie utrudnione zadanie, zwłaszcza w rejonie Kijowa. Dlatego nie zdołały one ani szybko opanować lotniska w Hostomelu (co pozwoliłoby na szybki przerzut głównych sił), ani nawiązać kontaktu z współpracownikami rosyjskich służb specjalnych, operującymi na Ukrainie.
Wyselekcjonowani wcześniej członkowie lokalnych elit mieli zaś pomóc w przejmowaniu strategicznych obiektów. Ale działania rosyjskich służb zostały rozpracowane przez służby ukraińskie wspomagane przez USA i UK - tłumaczy rozmówca o2.pl.
Dodaje również, że wcielono w życie wcześniej opracowany plan polegający na izolacji lub eliminacji współpracowników Moskwy na Ukrainie i ograniczono plany dywersyjne Kremla. Kumulacja wszystkich tych błędów doprowadziła do załamania się natarcia na kierunku północnym, a także wolniejszego postępu ofensywy na wschodzie i południu. Nie przygotowana na dłuższy konflikt armia rosyjska napotkała na olbrzymie trudności logistyczne i nie zgromadziła w pobliżu Ukrainy takiej ilości wojska, która umożliwiłaby zajęcie całego kraju.
Symbolem oporu ukraińskiego społeczeństwa staną się liczne nagrania i zdjęcia dokumentujące szkody rosyjskiej armii. Pozostawiony sprawny sprzęt trafiał w ręce ukraińskich rolników, którzy zbierali z dróg czołgi, bojowe wozy piechoty i systemy przeciwlotnicze Rosjan. Okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują, a z rosyjską armią da się wygrać. I to największe zwycięstwo Ukraińców w tej wojnie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.