Monika B. została zatrzymana w poniedziałek (12 lutego) przez policję. Kobieta, wedle ustaleń prokuratury, miała przez siedem lat znęcać się nad swoją 9-letnią obecnie córką, Julią B.
43-letnia kobieta podawała w sieci, że jej córka choruje na pęcherzycę. Na twarzy dziecka pojawiały się tajemnicze bąble i krosty. Monika B. prowadziła różnego rodzaju zbiórki na rzekome leczenie Julki. Niestety, okazało się, że sama powodowała u córeczki potworne rany i to od siedmiu lat!
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z ustaleń prokuratury wynika, iż kobieta wylewała żrący płyn na ciało córki, powodując u niej bolesne zmiany na w obrębie twarzy i karku. Śledczy podali, że skutkuje to "ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu w postaci trwałego, istotnego zeszpecenia ciała".
Kobiecie postawiono zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad 9-latką. Monika B. nie przyznaje się do winy. Sadystce grozi do 20 lat pozbawienia wolności. Matka Julki została aresztowana na trzy miesiące. W jej winę nie wierzy także jej mąż, którego zatrzymano celem przesłuchania.
Pomoc społeczna: Gdyby dotarły do nas sygnały
Cała wieś myślała, że 43-letnia obecnie Monika B. walczy o zdrowie córki. Jednak pojawiające się doniesienia ujawniły szokującą prawdę. Kobieta wymyśliła chorobę córki, by w ten sposób się wzbogacić. Niedawno pisaliśmy o turnusie rehabilitacyjny dla Julki, na który Monika B. pobrała z fundacji zaliczkę w wysokości 40 tys. złotych. Nigdy jednak nie stawiła się z córką, a środki te wydała. Po zatrzymaniu 43-latki Julka trafiła pod opiekę rodziny.
Czytaj koniecznie: Okaleczała Julkę dla pieniędzy. Wzięła 40 tys. na turnus i zniknęła
Z informacji, jakie udało nam się uzyskać wynika, że rodzina B. znajdowała się pod opieką Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łukowie. Postanowiliśmy zapytać kierownika tej instytucji, czy pracownicy GOPS zajmowali się rodziną i czy dochodziły do nich jakieś niepokojące sygnały.
Adam Tymon, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łukowie przekazał nam, że ze względu na obowiązek prawny zapewnienia prywatności osobom fizycznym i wymogi ochrony danych osobowych w tym w szczególności danych wrażliwych nie może udzielić odpowiedzi na te pytania. "Pozostając w zgodzie z przepisami prawa oraz ze względu na dobro osoby małoletniej, będącej pokrzywdzoną, zmuszeni jesteśmy do zachowania daleko idącej ostrożności w udzielaniu informacji, dotyczących postępowań administracyjnych odnoszących się do tych osób" - napisał w przesłanym do nas oświadczeniu.
Jednocześnie wskazujemy, że w ramach naszej działalności staramy się zwracać szczególną uwagę na ewentualne sygnały dotyczące jakichkolwiek form przemocy w rodzinie, w tym tej dotyczącej dzieci. Gdyby więc, w przypadku sprawy, o której Państwo piszecie, dotarły do nas sygnały o stosowanej przemocy, podjęte zostałyby niezwłocznie właściwe działania prawne - zaznaczył kierownik ośrodka.
Wygląda więc na to, że w ciągu siedmiu lat, w trakcie których Monika B. pastwiła się nad córką, nikt nie zauważył niczego niepokojącego. Wszyscy dali się oszukać kobiecie, która pod pretekstem szukania pomocy dla córki po prostu zgarniała pieniądze dla siebie. Dopiero biegły lekarz stwierdził, iż rany na twarzy dziewczynki nie powstały w wyniku zmian chorobowych, lecz są efektem znęcania się nad dziewczynką.