We wtorek 8 maja w większości Polski odbyły się pierwsze spotkania nowo wybranych władz samorządowych. To właśnie tego dnia rozgrywały się ostatnie polityczne potyczki, które miały pokazać, kto przejmie m.in. sejmiki wojewódzkie. Jednym z najbardziej elektryzujących był ten w województwie podlaskim.
Prawo i Sprawiedliwość zdobyło tam aż 15 na 30 mandatów. Mimo to nie można było uznać tego za zwycięstwo, ponieważ do sprawowania władzy brakowało raptem jednego radnego.
Ten, jak wskazywał odpowiedzialny za ten region w PiS Jacek Sasin, miał być już niemal dogadany. Jak się jednak okazało, rozmowy nie doszły do skutku ponieważ do Koalicji 15 października odeszło dwoje radnych wybranych z list Prawa i Sprawiedliwości: Wiesława Burnos i Marek Malinowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W samym PiS pojawiają się głosy, że utrata sejmiku była efektem sporów wewnętrznych.
Popełniono szkolne błędy i taki mamy efekt. Ta dwójka radnych jest od Krzysztofa Jurgiela, który pozostawał ostatnio w konflikcie z marszałkiem Arturem Kosickim - twierdzi w rozmowie z Interią anonimowy członek PiS.
Według jego słów marszałek Kosicki nie chciał się angażować w kampanię Burnos i Malinowskiego.
Poumieszczał im na listach swoich ludzi z urzędu, których ostentacyjnie wspierał, a ci się wściekali. Na koniec mieli usłyszeć ze swoich źródeł, że nie będzie dla nich miejsca w zarządzie województwa, więc postanowili zadziałać z wyprzedzeniem - relacjonuje Interii rozmówca z PiS.
Kosicki zupełnie odcina się od tych zarzutów. Część kolegów z partii uważa z kolei, że wina leży po stronie Jacka Sasina, który jako szef podlaskiego PiS "zawalił sprawę" i "nie dowiózł". Podlasie było jednym z tematów poruszanych w czasie wtorkowego prezydium komitetu politycznego.
Czy zatem Sasin będzie miał nieprzyjemności? Inny rozmówca Interii twierdzi, że to "mało prawdopodobne" , ponieważ były wicepremier "akurat swoje zrobił, czyli dogadał się z Derehajłą", kandydatem Konfederacji.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.