Marcin Lewicki
Marcin Lewicki| 
aktualizacja 

To nie pierwszy pożar w galerii. "Ludzie tu gotowali na kuchenkach gazowych"

172

Przedsiębiorcy i ich pracownicy z Marywilskiej 44 nadal nie mogą otrząsnąć się po niedzielnym pożarze galerii handlowej. Z dymem poszedł dorobek życia wielu osób. Najemcy stawiają hipotezy związane z pojawieniem się ognia. W rozmowie z o2.pl część osób przypomina, że to nie jest pierwszy pożar w hali.

To nie pierwszy pożar w galerii. "Ludzie tu gotowali na kuchenkach gazowych"
Pożar w centrum handlowym Marywilska 44. (Twitter, KOMENDA GŁÓWNA PSP)

Przypomnijmy, że do katastrofalnego w skutkach pożaru w centrum handlowym Marywilska 44 doszło w niedzielny poranek. Ogień bardzo szybko zajął większą część galerii. Hala targowa spłonęła doszczętnie, pochłaniając dobytek tysięcy osób.

Chociaż fizycznie nikomu nic się nie stało, to przedsiębiorcy prowadzący działalność w centrum handlowym są na skraju wyczerpania nerwowego. W rozmowie z o2.pl podkreślają, że "ciężko otrząsnąć się po takim ciosie".

Pożar wybuchł w okolicy mojego sklepu. Z tego względu złożyłem zeznania na komendzie i czekam na dalsze kroki. Zostaliśmy z niczym. OC, które mieliśmy wykupione, nie działa w tym przypadku, a ubezpieczalnie nie chciały chronić naszego dobytku. Ciężko się otrząsnąć - mówi w rozmowie z o2.pl Łukasz Tkaczyk, który prowadził w galerii rodzinny biznes z akcesoriami dla dzieci.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: WP News wydanie 02.02, godzina 16:50

Tkaczyk dodaje, że na ten moment nie ma konkretnych informacji o pomocy ze strony zarządcy hali. Dodaje, że "wybija się narracja dotycząca odbudowy hali". Inni rozmawiający z nami pracownicy i przedsiębiorcy mają nadzieję, że dostaną chociaż tymczasowe miejsce do pracy.

Przypomnijmy, że przedstawiciele Mirbudu - giełdowej spółki, która jest właścicielem Marywilskiej 44 - zapowiedzieli, że odbudują hale w ciągu kilku tygodni. Sam majątek spółki Marywilska 44 ma być ubezpieczony.

Z kolei na oficjalnej grupie najemców pojawił się komunikat prezes Marywilskiej 44, Małgorzaty Konarskiej. Pisze ona o "priorytetowych działaniach spółki".

Priorytetem na dziś dla spółki jest podjęcie działań, żeby uzyskać dla Was pomoc i wsparcie w tym dramatycznym czasie. Mam nadzieję, że w najbliższych dniach będę mogła przekazać jakieś konkrety - poinformowała najemców Konarska.

Przedsiębiorcy i pracownicy domagają się jednak konkretnych deklaracji i informacji, gdzie mogą zgłaszać się z prośbą o pomoc.

Najemcy podkreślają, że w galerii już doszło kiedyś do pożaru

Warto nadmienić, że pojawiają się różne hipotezy dotyczące przyczyny pożaru. W rozmowie z o2.pl strażacy, którzy pracowali na miejscu, sugerowali, że pojawienie się ognia mogło nie być przypadkowe.

Zrobić taki pożar to sztuka z kategorii umiejętności mistrzowskich. System sygnalizacji wykrywa pożar w początkowej fazie. Od początkowej fazy do czegoś takiego, jak widać na filmie, to nie 10 minut, tylko 2-3 godziny swobodnego rozwoju pożaru - mówił nam doświadczony oficer PSP. Padały słowa o "dywersji".

Zdaniem najemców, przyczyn pożaru może być wiele. W rozmowie z o2.pl padają sugestie o podpaleniu, działaniu na szkodę spółki, a nawet o możliwym niedopatrzeniu ze strony samych przedsiębiorców.

Powody pożaru mogły być różne. Nie chcę jednoznacznie wskazywać, co mogło się stać. To nie jest pierwszy pożar w galerii. Ludzie tu spali, żyli, a nawet gotowali na kuchenkach gazowych. Tylko czy to mogło być przyczyną ognia na tak dużą skalę? - pyta kobieta, która prowadziła w galerii sklep z odzieżą.

Łukasz Tkaczyk potwierdza, że kilkanaście lat temu doszło do pożaru w Marywilskiej 44. Powodem miało być zwarcie instalacji elektrycznej.

W kolejnych latach system przechodził jednak wszystkie przeglądy przeciwpożarowe. Nasz lokal znajdował się w pobliżu biura ochrony. Zawsze pracownik dbał, aby nikt nie zakrywał hydrantów. Nie wiem, czy to mogło mieć coś wspólnego z pożarem - dodaje przedsiębiorca.

Co z pracownikami i przedsiębiorcami? "Zostali z dwoma tysiącami na koncie"

Dalszy los wielu przedsiębiorców i pracowników to zagadka. Niektórzy zakładają zbiórki w celu utrzymania biznesu, inni chcą przenieść działalność do tymczasowych lokali. Wielu nie wie jednak, co dalej.

Rozmawiałem z kobietą, która została z dwoma tysiącami na koncie, ma do zapłacenia ZUS i podatki. To głównie małe, jednoosobowe działalności gospodarcze. Ludzie w przedemerytalnym wieku, którzy przyszli tu ze stadionu dziesięciolecia. Było też wielu Wietnamczyków, którzy nie mogą wrócić do swojego kraju. Ciężko im zrozumieć, co się tak naprawdę stało - tłumaczy nam Tkaczyk.

W pożarze poszkodowani są też pracownicy, którzy z dnia na dzień zostali bez źródła utrzymania. W rozmowie z o2.pl wielu podkreśla, że ich pracodawcy chcą utrzymać ich stanowiska. Nie będzie to jednak łatwe, ze względu na obciążenia skarbowe i ubezpieczenia społeczne.

Mam jedną pracownicę. To kobieta z dziećmi, czuję się w obowiązku, aby zapewnić jej utrzymanie. Nie będzie to dla mnie łatwe, bo sama straciłam wszystko. Jeżeli jednak dostaniemy szansę na pracę i miejsce do prowadzenia działalności, damy sobie radę - mówi nam kobieta, która prowadziła w galerii biznes od jedenastu lat.

Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić