Jak w ogóle doszło do tej niebezpiecznej sytuacji? W czwartek wieczorem (13 lipca), po godzinie 21:00 powłoka lecącego balonu uderzyła w linię energetyczną średniego napięcia. Sterowiec zerwał przewody i przewrócił dwa słupy.
Sam pilot opanował balon, zdołał odlecieć i bezpiecznie wylądować kilometr dalej. Na całe szczęście, nikomu z 15 osób, które leciały balonem, nic się nie stało. Na miejscu szybko pojawiła się służby ratownicze.
W akcji wzięły udział cztery jednostki straży pożarnej, policja oraz pogotowie energetyczne. Okoliczni mieszkańcy odzyskali prąd dopiero dziś (14 lipca) około godziny 13:30 po kompleksowej naprawie instalacji energetycznej. Poważne zdarzenie doprowadziło do przerwania dostaw prądu na ponad 16 godzin.
Jaka była przyczyna zdarzenia?
Czy balon miał podchodzić do lądowania w określonym miejscu? Tego nie wiadomo. Pewne jest, że osoba pilotująca statek powietrzny nie określiła wcześniej, gdzie zakończy swój lot.
Na ten moment wiemy, że odbywający lot nad okolicą balon nie miał wyznaczonego lotniska w okolicy - przekazał w rozmowie z TVN24 brygadier Dawid Tarkowski z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Golubiu-Dobrzyniu.
Służby podkreślają, że nie są znane dokładne przyczyny zdarzenia. Nie wiadomo czy był to efekt błędu ludzkiego, czy np. silnego podmuchu wiatru. Aktualnie policja wraz z prokuraturą ustalają przebieg zdarzeń. W sprawie nikomu nie postawiono jeszcze żadnych zarzutów. Na konkretne ustalenia należy jeszcze poczekać.