Na poligonie w Ustce pojawił się w sobotę prezydent Duda. Trwają tam ćwiczenia Anakonda-23 - jedne z największych manewrów w Wojsku Polskim. Wizyta głowy państwa miała jednak walor dodatkowy. Prezydent dość jednoznacznie okazał wsparcie dwóm oficerom, którzy są na cenzurowanym u ministra obrony.
Chodzi o Szefa Sztabu Generalnego gen. Rajmunda Andrzejczaka i Dowódcę Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych gen. br. Tomasza Piotrowskiego. Obaj wysocy rangą dowódcy są skonfliktowani z ministrem obrony Mariuszem Błaszczakiem.
Chodzi o domniemaną rosyjską rakietę. W grudniu w polską przestrzeń powietrzną wleciał obiekt, będący prawdopodobnie rosyjskim pociskiem samosterującym Ch-55. Spadł on w okolicach Bydgoszczy i przez kilka miesięcy pozostał nieodkryty. Dopiero w kwietniu znalazł go przypadkowo jadący konno przez las cywil.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Prezydent z wizytą
Kryzys mocno zachwiał narracją MON. Min. Błaszczak od dawna przekonuje, że Polska i jej obywatele są całkowicie bezpieczni w obliczu wojny w Ukrainie. Incydent z grudnia pokazał, że państwo nie jest w stanie całkowicie zapewnić bezpieczeństwa. A to poważna skaza na wizerunku ministra.
Błaszczak stwierdził, że Dowódca Operacyjny w grudniu zaniechał swoich obowiązków i nie poinformował go o obiekcie. Przez kilka dni analitycy wojskowi i dziennikarze oceniali, że gen. Piotrowski, który postawił się ministrowi, może zapłacić za to stanowiskiem.
Piotrowski zapewniał, że podległe mu Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych (DO RSZ) zrobiło wszystko jak trzeba. W odpowiedzi Błaszczak wysłał do DO RSZ kontrolę, a do mediów zaczęły trafiać przecieki, że Piotrowski nie dopełnił obowiązków.
Czytaj też: Szef TVN spotkał się z Dudą. To mu obiecał
Tyle, że Piotrowskiego poparł jeszcze Szef Sztabu Generalnego gen. Rajmund Andrzejczak. A ponieważ Andrzejczak od dość dawna nie należał do ulubieńców ministra, pojawiły się plotki o możliwych dymisjach. Wydaje się, że - przynajmniej na razie - prezydent dał sygnał, że żadnych radykalnych rozwiązań nie będzie.
Wizyta Andrzeja Dudy - jak słyszymy - nie była wcześniej planowana. Prezydent chciał wysłać uspokajający sygnał, zarówno do wojska, jak i do opinii publicznej. W piątek tego rodzaju sygnały wysyłało prezydenckie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Jego szef Jacek Siewiera też zresztą przybył z prezydentem do Ustki.
To na pewno nie jest czas na rozwiązania siłowe i pokazywanie braku spójności na linii armia-politycy. Chociaż cała sytuacja musi zostać oczywiście dokładnie przeanalizowana. Ale bez radykalnych działań w czasie wojny - mówi o2.pl osoba zbliżona do Pałacu Prezydenckiego.
Rozmówcy o2.pl dodają, że podczas wizyty prezydent ponad dwie godziny rozmawiał z żołnierzami. Tak polskimi, jak sojuszniczymi, bo na kilku poligonach, na których toczą się manewry, obecni są żołnierze z USA, Rumunii i Słowenii.
Wiemy znakomicie, że są różne sytuacje, bo też i czas jest taki, z jakim jeszcze nigdy nie mieliśmy do czynienia. Nigdy wojna nie była tak blisko nas; ona stwarza wiele trudnych sytuacji, także prowokacji. Najważniejsze dla mnie jest to, by Polska była bezpieczna - mówi prezydent w Ustce.
Wizyta ta była mocno symboliczna. Tym bardziej, że minister Błaszczak był w sobotę na konwencji partyjnej Prawa i Sprawiedliwości. Skorzystał z tego prezydent, który jasno dał do zrozumienia, że swoje wsparcie, zwierzchnika sił zbrojnych, okazuje w tym konflikcie żołnierzom, nie politykom.
Nie jest tajemnicą, że obecny Szef Sztabu Generalnego ma lepsze kontakty z prezydentem, niż szefem MON. A z gen. Piotrowskim łączy Andrzejczaka wieloletnia znajomość. Nawet jeśli więc jakieś rozstrzygnięcia kadrowe zapadną, to nie w najbliższym czasie. A prezydent swoich prerogatyw w zakresie kontroli nad armią - i jak widać jej najwyższymi dowódcami - będzie bronił.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.