Północno-wschodnie obwody Ukrainy, choć względnie stabilne, nie są wolne od wojny. Na Charków poleciały rakiety. Były ofiary w ludziach, pożary i alarmy lotnicze. Mimo to, sytuacja nie jest tam tak zła, jak w Donbasie. Nie znaczy to jednak, że jest dobra.
Władze Charkowa ostrzegały przed możliwością kolejnych uderzeń rosyjskich. Okupanci codziennie atakują terytoria w głębi Ukrainy, celem uderzeń są także obiekty cywilne. Od początku marca użyli ponad 130 rakiet różnego typu i ponad 320 dronów Shahed.
Na tym kierunku sytuacja jest raczej stabilna. Natarcia rosyjskie zabuksowały [zostały zatrzymane - przyp.red.] i nie ma wielkich zmian na linii frontu. Nie zmieniła się ona w stosunku do ubiegłego roku - tłumaczy Jakub Ber, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie zmienia to faktu, że nad charkowszczyzną wisi rosyjski topór, w postaci zgrupowanych tam ogromnych sił wojskowych. Całe zgrupowanie, obsadzające odcinek frontu od granicy do Dońca Siewierskiego - tworzy, jak tłumaczy Ber - około 100 tys. rosyjskich żołnierzy. Składają się na nie 1 Armia Pancerna, 6 Armia i 11 Korpus.
Zgrupowanie północne atakuje w kierunku Kupiańska, a południowe - Łymanu. Rosjanie aktywizowali się tam cyklicznie, próbowali szturmować, intensyfikowali ogień artyleryjski - jednakże bez skutku.
Bardziej natężone ataki Rosjan zaczęły się latem ubiegłego roku. Próby rosyjskiej ofensywy miały odciągnąć siły ukraińskie z kierunku wschodniego i południowo-wschodniego.
Oczywistym jest, że Rosjanie szykują się do działania, które ma doprowadzić do przełamania linii frontu - dodaje z kolei płk Maciej Matysiak, który nazywa obecną sytuację "stabilnie niebezpieczną".
Dlaczego ten kierunek jest tak istotny dla Rosjan? Ponieważ, jak wyjaśnia analityk, chcą oni dojść do rzeki Oskoł i umocnić się na niej. Mogliby wtedy przesunąć duże siły i środki na inne kierunki oraz umocnić strategiczną flankę na północnym zachodzie obwodu ługańskiego.
Pojawiały się groźby, że Rosjanie mogliby zaatakować Charków, ale raczej robiliby to od strony północnej, od granicy. Charków jest przecież na granicy zasięgu artylerii rosyjskiej - konkluduje Jakub Ber.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.