Sytuacja Ukrainy jest trudna. Wciąż nie ma pewności, czy otrzyma kolejny pakiet pomocowy z USA, a sytuacja ze stanem uzbrojenia również nie napawa optymizmem, szczególnie jeśli chodzi o systemy obrony przeciwlotniczej. Brakuje także amunicji.
Tymczasem Rosja powoli, ale systematycznie zwiększa napór. Nad Ukrainą, szczególnie wschodnią, wisi poważne zagrożenie. W ukraińskich rękach zostały małe kawałeczki Donbasu. Kreml zaś wysyła sygnały, że zagrożony może być także Charków.
Płk Andrzej Olborski, były oficer polskiego wywiadu pracujący na kierunku wschodnim obawia się, że do ataku może dojść niebawem. Nadchodzi 9 maja, dla Rosjan to data symboliczna. Świętują oni wtedy zakończenie II wojny światowej, nazywanej przez nich wielką wojną ojczyźnianą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Uderzenie jeszcze w kwietniu?
Nasz rozmówca nieco przewrotnie mówi o "magii dat". Innego zdania są wojskowi, ale o tym w dalszej części tekstu. Zacznijmy od przewidywań dotyczących właśnie Charkowa.
Jeśli 9 maja to Dzień Zwycięstwa, to raczej nie może to być początek ofensywy, a bardziej ogłoszenie jej sukcesu. Jeśli zaatakują to teraz, niedługo. Może nawet w nadchodzący weekend. Najpóźniej 1-2 maja. Zanim zacznie napływać pomocowa broń z Zachodu - mówi oficer.
Tego rodzaju działania miałyby dotyczyć właśnie Charkowszczyzny. W grę, jak mówi, mogłaby wchodzić próba zajęcia miasta i "uplasowanie tam kogoś w rodzaju Janukowycza" (były prezydent Ukrainy - przyp.). Wtedy 9 maja faktycznie można byłoby ogłosić zwycięstwo i pokazać rosyjskim telewidzom wojskową paradę w Charkowie.
Tyle że Charków jest dobrze broniony. Nawet jeśli Rosjanie zdecydowaliby się na działania na tym kierunku, to musieliby liczyć się z mocnym oporem. Ukraińcy nie witaliby ich, jak mówi płk Olborski, chlebem i solą.
Płk Lewandowski przewiduje plany Rosjan
Inaczej mówi o tym komentator spraw wojskowych, płk Piotr Lewandowski. Weteran z Afganistanu i Iraku przekonuje, że ruchy dookoła Charkowa mogą być pozoracją. Zależy na nich Kremlowi, aby odciągnąć siły obrońców z innego kierunku.
Donbas, Kramatorsk i Słowiańsk. A dlaczego? Bo dojście do tych ośrodków zabezpiecza Rosjanom cały Donbas. Ale na razie nie widać ruchów wojsk. Moim zdaniem uderzą później, na przełomie maja i czerwca - mówi.
Dodaje zarazem, że Rosjanie mogliby uderzyć na dwóch kierunkach. Ale by to zrobić, musieliby skoncentrować około 70 tys. ludzi. A to poważna siła. Nie da się tego zrobić niewidocznie.
Na przełom maja i czerwca wskazuje też komandor Wiesław Goździewicz. Polepszą się wtedy warunki do prowadzenia działań wojennych. Wyschnie ostatnie błoto, Rosjanie zgromadzą stosowne siły. Jak twierdzi, na razie nie należy oczekiwać jednak działań na dużą skalę.
Raczej na powolne i systematyczne "mielenie", wykrwawiające obrońców. Przy okazji potrząsanie szabelką przy granicy z obwodami charkowskim i sumskim wiąże ukraińskie rezerwy - przekonuje.
Na duże otwarcie na dwóch kierunkach jednocześnie Rosjanie nie mają, jak na razie, sił i środków. Oficer dodaje jednak, że na miejscu Rosjan "zrobiłby dywersję w Charkowie", żeby odciągnąć ukraińskie siły z Donbasu. I wtedy uderzył na odsłonięty Donbas, zanim rozpoczną się dostawy amunicji z USA.
Z tego względu uważa, że jeśli Rosjanie ruszą w kierunku Charkowa, to raczej jako maskowanie innych działań - właśnie na wschodnich rubieżach Ukrainy. Podobnie jak płk Lewandowski wskazuje jako możliwy termin "przełom maja i czerwca".
Tak czy inaczej, przed ukraińskimi obrońcami trudny czas. Wiedzą to analitycy, wiedzą to oficerowie wywiadu, wie o tym w końcu generał Kyryło Budanow. Podobnie jak to, że rosyjski walec powoli ale nieubłaganie posuwa się do przodu na niemal całej długości linii frontu. Z wyjątkiem może regionu chersońskiego.
Jeśli do Ukrainy szybko nie trafi kolejna partia broni i amunicji, późna wiosna może być dla naszego wschodniego sąsiada bardzo trudna.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.