Śmierć siedmiu wolonatriuszy World Central Kitchen, którzy nieśli pomoc cywilom w Strefie Gazy, wywołała gigantyczne oburzenie opinii publicznej. Choć izraelska armia wyraziła skruchę, a władze nazwały to niezamierzonym atakiem, zupełnie odwrotnego zdania są zarówno politycy, eksperci, oraz zwykli ludzie, którzy określają ten czyn jako "zbrodnię wojenną".
Teraz głos w sprawie zabrał znany szef kuchni, założyciel fundacji bezpośrednio dotkniętej tragedią José Andrés, który miał przebywać ze swoim zespołem w Gazie, ale - jak stwierdził - z różnych powodów nie mógł tam wrócić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj także: Syn Leppera nie kryje oburzenia. "Kamiński i Wąsik powinni przeprosić za zniszczenie mojego ojca"
W rozmowie z Reuters, powiedział, że atak izraelskiego wojska był wymierzony w nich "systematycznie, samochód po samochodzie". Zaznaczył również, że grupa charytatywna ma jasną komunikację z izraelskim wojskiem. Jego zdaniem, zna wszystkie ruchy pracowników humanitarnych. W sytuacji takiego zaniedbania mogło dojść do więcej niż trzech ataków na konwój z pomocą:
To nie była tylko pechowa sytuacja, w stylu 'ups zrzuciliśmy bombę w niewłaściwym miejscu'. Nawet gdybyśmy nie działali w koordynacji z Izraelskimi Siłami Obronnymi, żaden demokratyczny kraj ani żadne wojsko nie mogłoby atakować ludności cywilnej i humanitarnej - twierdzi José Andrés
We wtorek założyciel World Central Kitchen rozmawiał z prezydentem Joe Bidenem i wywierał presję aby amerykański rząd mógł zrobić coś więcej, by powstrzymać rozlew krwi:
Stany Zjednoczone muszą zrobić więcej, aby powiedzieć premierowi Netanjahu, że wojna musi się teraz zakończyć – powiedział Andrés
Pomimo tymczasowego zawieszenia działalności operacyjnych w Gazie, dodał, że jego organizacja w dalszym ciągu bada sytuację bezpieczeństwa w strefie, rozważając ponowne rozpoczęcie dostaw pomocy.
Czytaj także: To koniec. "Nasze drogi się rozeszły"
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.