Już kiedyś zauważyłam, że w muzyce brakuje kogoś takiego jak reżyser. Kogoś, kto - kolokwialnie mówiąc - pozbiera wszystko do kupy. Czasem taką rolę pełni producent, ale ewidentnie nie w przypadku albumu "Ała.".
Zaczynam od czepiania się, bo tyle jest dobrego na nowej płycie Mesa. Fajnego, w dobrym znaczeniu swojskiego (niewydumanego), inteligentnego. Zarówno muzycznie, jak i tekstowo. Całość jest jednak chaotyczna i bałaganiarska. Dobrze by było trochę powyrzucać, poprzycinać, przemontować. Stworzyć bardziej spójny, skondensowany materiał. W formie, z jaką mamy do czynienia, "Ała." w pewnym momencie zaczyna przeciekać między palcami, zamiast wymierzać kolejne, celne ciosy.
Mes jest świetnym obserwatorem, bystrym, wyczulonym na współczesne bolączki i słabości tego świata. Wie, jak składać proste słowa, by zmieniały się w "złote myśli" ("nic nie dojeżdża mnie tak, jak codzienność"). Muzycznie mamy kolorowe, błyszczące od dźwięków disco potencjalne hity ("Unisex"), energiczne, skoczne, kłaniające się w refrenach indie utwory ("Jeden mail"), ale też bardziej mroczne, tłuste klasycznie rapowe numery ("Book Please"), czy też nowoczesne, przyjemnie eteryczne kawałki ("Jak nikt").
Dla każdego coś dobrego, wszystko na poziomie i, co nie bez znaczenia, gdzieś blisko nas wszystkich. Dużo pomysłów, dużo dźwięków (przesmakowity "Świeżak"), ale... za dużo.
Premiera 4 listopada 2016 r, Alkopoligamia/Agora.
Ocena: 3.5
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.