W nocy ze środy na czwartek zniszczona wyspa tonęła w ciemnościach. Huragan zerwał linie energetyczne, które w wielu miejscach wywołały pożary. Co najmniej jedna osoba zginęła, ale ofiar może być więcej, ponieważ z niektórymi częściami wyspy nie ma kontaktu - informuje "The New York Times".
Mieszkańcy wyspy zmagają się również z lawinami błotnymi. To wszystko dzieje się niecałe dwa tygodnie po ataku huraganu Irma, który zabił w Portoryko co najmniej 3 osoby.
Siłę żywiołu bardzo dobrze widać na miejscowym lotnisku. Huragan poprzewracał samoloty stojące na płycie, jakby były z papieru.
Tysiące mieszkańców uciekło przed huraganem do schronów. Przygotowano ich 500 na wyspie. Około 600 osób schroniło się w jednym z największych schronisk, Roberto Clemente Coliseum w San Juan. Jednak ludzie nie czuli się bezpieczni, bo huragan zerwał dach z budynku. Główna handlowa ulica stolicy wyspy - San Jose - zamieniła się w rzekę. Woda sięgała pasa.
Nigdy nie przeżyłem czegoś takiego. To było jak furia - mówi Ramón Lopez, weteran wojskowy, który przeżył atak Marii w okolicach miasta Guaynabo na północnym wybrzeżu Portoryko.
Wiatr miał prędkość w porywach nawet do 250 km/h. Po uderzeniu w Portoryko Maria osłabła i teraz zaliczana jest do huraganów 2. kategorii. Wcześniej miała 4. kategorię.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.