Nadal nie ma porozumienia Kongresu w sprawie pakietu pomocy dla Ukrainy. Chodzi o 61 miliardów dolarów. Republikanie sprzeciwiają się udzieleniu środków Ukrainie. Kładą nacisk na rozwiązane innej palącej kwestii - kryzysu na granicy z Meksykiem.
Prezydent Joe Biden spotkał się z przedstawicielami obu amerykańskich partii. Rozmowy dotyczyły kolejnego tymczasowego budżetu. W tej sprawie udało się porozumieć. Niestety, jeśli chodzi o Ukrainę, sprawa nadal pozostaje nierozwiązana.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Zajmiemy się tym w odpowiednim czasie - powiedział w tym tygodniu Mike Johnson, spiker Izby Reprezentantów, zapytany o pakiet dla Ukrainy. Tymczasem senator Partii Demokratycznej Chuck Schumer kreśli czarny scenariusz. Powiedział po spotkaniu, że atmosfera była tak napięta, że można było ją kroić nożem.
Jeden z amerykańskich przedstawicieli powiedział mi, że jeśli nie dostarczymy pomocy, to do grudnia rosyjskie czołgi mogą być przy granicy z Polską. Tak poważna jest sytuacja - mówił Schumer, którego cytowano w "Faktach" TVN w środę 28 lutego.
Rosja przy granicy z Polską? Pytamy ekspertów
Rola Stanów Zjednoczonych jest kluczowa, bowiem w tym momencie tylko USA dysponują takimi zasobami militarnymi, by wspomóc kraj oblężony przez wojska Putina.
- Pieniądze dla Ukrainy są potrzebne, bowiem z jednej strony jest to konkretna pomoc, a z drugiej jest to sygnał dla Rosji pokazujący, że koalicja jest zjednoczona i pomoc nie osłabnie - ocenia dla o2.pl Maria Piechowska, analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Nieprzypadkowo jednak prezydent Emmanuel Macron zorganizował spotkanie w Paryżu, aby pokazać, że nie wszystko opiera się na Stanach Zjednoczonych. Trzeba jednak pamiętać, że to właśnie USA nadaje rytm w tej sprawie - dodała.
Zobacz także: Orędzie Putina. "Rosja jest gotowa"
Przytoczone już słowa Chucka Schumera sugerują, że bez pakietu pomocy Ukraina upadnie w przeciągu najbliższych 10 miesięcy. Według naszych rozmówców taki scenariusz jest jednak mało prawdopodobny. Prof. Daniel Boćkowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu w Białymstoku, uważa, że taka teoria jest mocno dyskusyjna. - Statystyka i prawo Murphy’ego mówią, że wszystko może się zdarzyć - mówi w rozmowie z o2.pl.
Jednak to, że Rosja stanęłaby w grudniu u granic Polski, uważam za mało realne. Myślę, że gdyby nawet w Ukrainie doszło do gwałtownego kryzysu, Rosjanie dalej przebijaliby się w kierunku południowym, aby odciąć ją od morza. Próbowaliby dojść do Dniepru. Natomiast nie wiem, czy byliby w stanie przeprowadzić drugą operację kijowską - ocenia nasz rozmówca.
Prof. Boćkowski przypomina, że nawet podczas II wojny światowej przebicie się przez linie wroga nie oznaczało, iż zostanie on spenetrowany na głębokość 400 czy 500 kilometrów w krótkim czasie. Gdyby doszło do takiej sytuacji, Ukraina wykorzystałaby absolutnie wszystkie środki, które ma w obwodzie. Również Maria Piechowska uważa, że najgorszy ze scenariuszy jest mało realny.
Zobacz także: Generał Koziej o tajemnicy Putina. Straszne, co zataił
Ukraina nie upadnie, ale na pewno brak pomocy utrudni obronę. Największym problemem jest to, że dostawy broni i amunicji przychodzą z opóźnieniem. Wsparcie USA jest tym bardziej istotne. Ukraińcy robią wszystko, aby dostać te środki i cały czas proszą o więcej. To jest dla nich bardzo ważne i pozwoli im bronić się skuteczniej - zaznacza.
Profesor Boćkowski zwraca także uwagę na inny aspekt. Chodzi o zasoby, jakimi w tej chwili dysponują Ukraińcy. Uważa, iż magazyny wojskowe nie będą świeciły pustkami.
- Europa co prawda powoli, ale coraz mocniej angażuje się w pomoc. Prawdą jest, że Ukraina potrzebuje środków rażenia na tyłach Federacji Rosyjskiej i Amerykanie są siłą, która może im w tym aspekcie pomóc - twierdzi profesor.
- Natomiast Ukraińcy sami również produkują broń. Potrzebują przede wszystkim zwykłej amunicji, którą USA mogłyby dostarczyć, ale jest blokada. Europa też produkuje, ale nie w takiej skali. Nie ma jednak szans, by Ukraińcy stwierdzili, iż w magazynach jest pusto. Głód na froncie wynika także z trzymania amunicji na czarną godzinę - dodaje.
Pomocy dla Ukrainy nie będzie?
Prof. Boćkowski uważa, iż przekazanie pomocy Ukrainie jest mało realne. Trudno bowiem przekonać wyborców Trumpa i środowisko związane z byłym prezydentem, ponieważ - zdaniem eksperta - postrzegają wojnę w Ukrainie zupełnie inaczej niż my.
Moim zdaniem takie komunikaty mają jednak określony cel. Jest to próba przełamania monopolu informacyjnego i wpłynięcia na izbę niższą oraz ludzi Donalda Trumpa, aby tę pomoc dostarczyć - mówi o słowach Schumera.
- Wydaje mi się to jednak mało prawdopodobne, bowiem osoby popierającego Trumpa mają w nosie kwestię ukraińską. Dla nich liczy się tylko to, by Ameryka była wielka i by środki były wydawane tylko na nich - zaznacza Boćkowski.
Profesor z białostockiego uniwersytetu, zwraca też uwagę, iż Partia Demokratyczna chce pokazać, jak trudna jest sytuacja, by zmobilizować swój elektorat przed wyborami prezydenckimi. Wojna w Ukrainie jest sprawą ważną, ale w USA nie najważniejszą.
Nasz rozmówca dodaje, iż polityka zagraniczna nigdy nie odgrywała najistotniejszej roli w wyborach prezydenckich. Zdecydowanie bardziej istotne są dla przeciętnego wyborcy w Stanach sprawy wewnętrzne. Przy tej okazji należy zauważyć, że republikanom być może nie zależy wcale na rozwiązaniu kwestii bezpieczeństwa południowej granicy. Jest to dla Trumpa paliwo wyborcze, z którego ciężko zrezygnować. Niestety, odbędzie się to kosztem Ukrainy.
Rafał Strzelec, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.