W sprawie Tomasza Sz. – byłego sędziego, który zbiegł do Mińska – eksperci mówią jednym głosem: był idealnym celem dla obcych służb. Płk Marek Utracki, były wiceszef Służby Kontrwywiadu Wojskowego w rozmowie z Interią nazywa Tomasza Sz. "złotym agentem", który był "doskonale prowadzony" przez obce służby.
To człowiek, który miał dostęp do wrażliwych informacji, interesujących wszystkie obce służby. Przypomnijmy, że on zajmował się jako WSA rozstrzyganiem tego, czy na przykład służby prawidłowo odebrały komuś poświadczenie bezpieczeństwa albo czy słusznie odmówiły przyznania komuś poświadczenia bezpieczeństwa, które umożliwia dostęp do materiałów niejawnych. Mógł mieć więc pełną wiedzę o człowieku, którego dotyczyła dana sprawa – wyjaśnia ekspert.
– Dzięki temu obce służby mogły mieć wgląd we wrażliwy obszar polskich służb, wiedziały, kto jest funkcjonariuszem służby specjalnej, dlaczego mu odebrano poświadczenie i że jest w konflikcie z kierownictwem służby. To z punktu widzenia państwa szalenie niebezpieczne – dodaje płk Utracki i przypomina, że Sz., jako sędzia, zajmował się również aferą reprywatyzacji warszawskich.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przyszłość Tomasza Sz. na Białorusi
Fakt, że Tomasz Sz. miał dostęp do wiedzy niezwykle cennej dla Białorusinów i Rosjan, wcale nie oznacza, że za wschodnią granicą będzie teraz wiódł szczęśliwe, dostatnie życie.
To nie jest tak, że on teraz będzie się pławił się w luksusach i wiódł spokojne życie, choć tak w najbliższym czasie będzie to zapewne przedstawiać wschodnia propaganda – podkreśla płk Marek Utracki.
W ostatnim czasie sporo mówiono na temat mrocznej przeszłości Sz. W ocenie eksperta – również przyszłość byłego sędziego nie rysuje się w jasnych barwach. Może nawet podzielić los nieszczęsnego Emila Czeczki - żołnierza-dezertera.
Jeśli on sam będzie już niepotrzebny, to zginie w jakimś wypadku samochodowym albo spadnie z mostu. Przypadkiem oczywiście. W bardziej optymistycznej wersji spędzi resztę życia w zamkniętym ośrodku białoruskiej lub rosyjskiej służby, nie mogąc opuścić ZBIR-u (Związek Rosji i Białorusi - red.), gdzie będzie już na zawsze pod stałą kontrolą tamtejszych służb.
Były wiceszef SKW zwraca uwagę, że zdrajcom nikt nie wierzy. Ta zasada dotyczy również wschodnich służb.
Pamiętajmy, że służby nawet swoich najwierniejszych agentów z innych krajów traktują z pewną dozą podejrzliwości, nie wykluczając, że są podwójnymi agentami. Takim ludziom z zasady się nie ufa, więc on nigdy nie zostanie tam w 100 procentach zaakceptowany – ocenia rozmówca Interii.
– Czeka go bardzo smutne życie, nie wiem, czy już zdaje sobie z tego sprawę, czy jeszcze nie – kwituje były wiceszef SKW.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.