Jak zapowiedział minister zdrowia Adam Niedzielski, "jest szansa" na luzowanie obostrzeń od 1 lutego. Mówił również o otwarciu handlu - ma to być jeden z pierwszych etapów luzowania obostrzeń.
Branża handlowa tylko na to czeka.
Z kuluarowych rozmów wynika, że jest na to wielka szansa, że rząd właśnie do tego się przygotowuje - mówi anonimowo właściciel dużej sieci odzieżowej w rozmowie z money.pl.
Z kolei Związek Pracodawców Handlu i Usług nie owija w bawełnę. Wśród członków związku ponoć "panuje przekonanie", że z końcem stycznia skończy się I lockdown.
Branża więcej nie przetrwa, a nie ma racjonalnych przesłanek, by przedłużać zawieszenie działalności firm działających na terenie centrów handlowych - czytamy w oświadczeniu ZPHiU.
Odmrożenie handlu budzi jednak sporo wątpliwości. Jedna z menadżerek dużej sieci handlowej podzieliła się obawami z money.pl.
Nie wiemy, ile osób będzie mogło przebywać na metr kwadratowy sklepu, nie wiemy, czy otwarte będą mogły być wyspy w centrach. Pewnie jak zwykle dowiemy się o tym wszystkim za pięć dwunasta - mówi rozmówczyni.
Artur Kazienko, szef firmy Kazar jest natomiast dobrej myśli.
Byliśmy na to gotowi 18 stycznia, jesteśmy gotowi i teraz - stwierdza.
Kazienko zaznacza jednak, że 1 lutego to ostatni możliwy termin na odmrożenie handlu, inaczej polskie firmy zaczną masowo bankrutować. Już w tej chwili o przetrwanie walczy m.in. popularna marka Gatta.
Jest jednak pewien problem. Minister Zdrowia zwraca uwagę na dzienną liczbę zgonów spowodowanych koronawirusem, która nieraz przekracza nawet 400.
Dodatkowo nową obawą jest brytyjski szczep koronawirusa, który wykryto już w Polsce.
Oczywiście, że są obawy, że brytyjski wariant wszystko zmieni. Pytanie, ile nasza gospodarka wytrzyma w takim stanie - komentuje jeden z menedżerów z branży.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.