To nie jest odgórnie sterowany protest. Mieszkańcy Kalifornii, którym nowy lokator Białego Domu zdążył się już przejeść, sami się organizują - donosi Sky News. Wzorują się na słynnej już Tea Party, która diametralnie zmieniła politykę Partii Republikańskiej.
Kalifornijczycy nie ukrywają, że ich plany sięgają dużo dalej. "Calexit" to hasło pojawiające się w rozmowach mieszkańców stanu coraz częściej. Jedną z organizacji, które powstały przeciw Trumpowi, jest Westside Coalition for a Free America.
Nie jestem działaczką polityczną. Nie robię tego, bo chcę. Uczestniczę w tym przedsięwzięciu, bo czuję, że muszę coś zrobić - tłumaczy Tia Tuenge, członkini koalicji.
Zapał jest, jednak droga nie będzie prosta. Nawet jeśli aktywiści zbiorą odpowiednią liczbę podpisów pod wnioskiem o referendum, głosowanie najwcześniej mogłoby się odbyć w przyszłym roku. Zakładając, że Kalifornijczycy opowiedzieliby się za samodzielnością ich stanu, decyzję tę musiałby zatwierdzić jeszcze Kongres.
Musimy mieć poparcie innych stanów. Kalifornia to szósta lub siódma gospodarka świata. Dla USA utrata Kalifornii, a co za tym idzie Krzemowej Doliny i Hollywood, jest nie do przyjęcia, dlatego nie pozwolą nam na secesję - ocenia Seema Mehta, komentator polityczny w "Los Angeles Times".
Działania przeciw Trumpowi mogą się odbić czkawką. Obserwatorzy przestrzegają przed zemstą Białego Domu, który może odciąć federalne dofinansowanie do wielu kalifornijskich projektów. Jednak trudno liczyć na to, że gniew mieszkańców Słonecznego stanu wygaśnie. Wszak Donald Trump przegrał w Kalifornii z Hillary Clinton aż czterema milionami głosów. Obecny prezydent wygrał tylko w jednym okręgu w tym stanie - w Beverly Hills, gdzie ma swój dom.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.