Ludzie na ulicach miast Chile masowo domagają się sprawiedliwości i kary dla gwałciciela dziecka. Zakrwawiona dziewczynka trafiła do szpitala w regionie Valaparaiso w ostatnią niedzielę. Małą przywiozła ciotka, towarzyszył jej partner. Tłumaczyli lekarzom, że mała spadła z łóżka na ziemię z wysokości 50 cm. Medycy walczący o życie dziecka od razu wiedzieli, że to kłamstwo i ewidentnie ktoś ją zgwałcił. Wezwano policję, tymczasem pomimo starań wielu osób dziewczynka zmarła. Nie pomogło, że przewieziono ją na specjalistyczny oddział chirurgii dziecięcej innego szpitala.
Uraz dziecka nie miał nic wspólnego z uszkodzeniami ciała powstałymi przy upadku. Badanie pokazało, że miała odmę otrzewnową i uszkodzenia odbytu. Dziewczynka zmarła na skutek wewnętrznego krwotoku i uszkodzenia organów wewnętrznych po gwałcie analnym - poinformowali medycy z Hospital de Los Andes.
Po złożeniu zeznań przez lekarzy policja zatrzymała 30-letniego Andresa Espinozę Aravena. Jest on głównym podejrzanym o gwałt i śmiertelne zranienie dziewczynki. Właśnie w niedzielę ciotka dziecka zostawiła małą pod jego wyłączną opieką. Według chilijskich mediów, mężczyzna jest lokalnym politykiem o konserwatywnych poglądach, słynącym z homofobicznych wypowiedzi i zwolennikiem całkowitego zakazu aborcji.
Uszkodzenia ciała jakich doznała Ambar były tak szokujące, że zajmujące się nią pielęgniarki i lekarze poprosili o pomoc psychologiczną - doniosła policja.
Bezsprzeczne, jak się wydaje, dowody świadczą o winie zatrzymanego. Espinoza tymczasem nadal "trzyma się" wersji o upadku dziecka z łóżka. W poniedziałek Minister Sprawiedliwości i Praw Człowieka Chile zażądał od prokuratury, by domagała się dla podejrzanego maksymalnej kary przewidzianej prawem. Proces rozpocznie się dopiero za pół roku - tyle potrwa budowanie sprawy przeciwko mężczyźnie. Do tego czasu pozostanie on za kratami.
Chilijczycy nie chcą śmierci dla Espinozy, ale ostatni pluton egzekucyjny wykonywał wyrok w 2001 roku. Od 17 lat kara śmierci w prawie chilijskim przeznaczona jest jedynie na okoliczność stanu wojny. Wielu ludzi, w tym wujek dziewczynki, chcą zatrzymania ciotki dziecka.
Moja siostra wiedziała o tym, jest współwinna. Nie rozumiem, dlaczego ona nadal przebywa na wolności. Przy tym wszystkim, co moja siostrzenica wycierpiała - powiedział Ignacio Perez, wujek Ambar, który opiekował się małą.
Winą obarcza się też SENAME, czyli państwowe służby odpowiedzialne za nadzór nad dziećmi. Przez 8 miesięcy nie umiano podjąć decyzji o przekazaniu pełnych praw do opieki nad Ambar właśnie Ignacio Perezowi. Jej matka to nielecząca się narkomanka i nie mogła zajmować się dziewczynką. Perez chciał adoptować dziecko, ale odmawiano mu ponoć z powodu jego orientacji seksualnej. Dlatego Ambar przebywała pod opieką ciotki i jej partnera.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.