„Staruszek Anderson” to jednotomowa zamknięta historia, która rozgrywa się w realiach Nowego Orleanu lat 50. XX wieku. W USA panuje wtedy segregacja rasowa, a biali traktują czarnych jak zwierzęta. Tytułowy staruszek Anderson dowiaduje się przypadkowo po śmierci swojej żony, że jednak są świadkowie zaginięcia jego wnuczki…
Bohater jest stary, właśnie umarła mu żona i w sumie nic nie trzyma go specjalnie na tym świecie. Dlatego też bez zastanowienia się decyduje się odnaleźć oprawców swojej wnuczki i wymierzyć im sprawiedliwość. Tak zaczyna się jego droga bez powrotu i do zatracenia.
Komiks początkowo sprawia wrażenie dramatu obyczajowego. Pokazuje, że kolor skóry nie decyduje o byciu dobrym czy złym. Szybko jednak fabuła skręca w stronę dramatu sensacyjnego, a głównym wątkiem staje się krwawa zemsta. Za Andersonem, który szuka sprawiedliwości, szybko rusza też pościg…
Fabuła jest poprowadzona sprawnie. Zmienia się rytm i tempo wydarzeń i emocji, przez co całość czyta się dobrze i z zaciekawieniem. Historia trzyma w napięciu do końca. Samo zakończenie nie jest specjalnym zaskoczeniem, ale świetnie wpisuje się w realia komiksu. Ta historia nie mogła skończyć się inaczej, bo byłaby nieprawdziwa.
Komiks narysował legendarny Hermann. W 2016 roku za całokształt twórczości dostał Grand Prix na festiwalu Angouleme, czyli na najważniejszej tego typu imprezie w Europie. Scenariusz napisał jego syn, który ukrywa się pod pseudonimem Yves H.
Hermann rysuje w bardzo charakterystyczny sposób. Jego postacie są brzydkie, zdeformowane. Dla tej historii to idealna stylistyka, która podkreśla brud i ułomność rasistowskiego świata. Charakterystyczne są też rozmyte, lekko tylko nasycone kolory, które tu dobrze oddają atmosferę dusznego południa USA.
Autor: Łukasz Chmielewski
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.