Zacznijmy od ostatnich dni - ślub Szczęsnego. Ileż to razy słuchaliśmy, jak polskie gwiazdy strasznie płakały, że media i tak dowiedziały się o tym, gdzie bidulki biorą swój podobno wielce tajny ślub. Potem, kiedy już tabloidy na jedynkach albo wygadani i niedyskretni goście z wesela pokazali, co trzeba albo i nie w mediach społecznościowych, to już trzeba było sobie zrobić sesję do zaprzyjaźnionej gazety, upstrzoną logotypami zaprzyjaźnionych firm. Ileż to słyszeliśmy o tym, że nie da się wziąć w Polsce ślubu bez latających dronów nad głowami, bez paparazzi zwisających z drzew.
Czekają nas w tym roku co najmniej dwa wielkie i medialnie już nieprzyzwoicie napompowane jak celebryckie usta śluby, z których relacje z samych przygotowań przypominają meldunki z placu boju, co najmniej jak spod Waterloo albo Westerplatte. Te sprytnie reżyserowane „przecieki medialne”, to bajeczne „mylenie tropów” jakby rodem z gry w „pomidor”, aż się dusza sama raduje, jak to nasi biedni celebryci walczą w pocie czoła o zachowanie swej jakże cennej, choć zwykle wycenionej co do minuty i co do grosza, prywatności. News goni news, zdjęcie goni zdjęcie, plotka za plotką, a zidiociałe media żyją tym w okresie letnim, kiedy poza cellulitem gwiazd na plaży naprawdę nie ma nic. Dywagacje o tym, kto zaprojektuje sukienkę i ile ich będzie, kto i z czego będzie jadł oraz za ile, jaka fryzura, jakie usta i czy będzie nowy biust, jacy będą goście, gdzie noc poślubna i jakie limuzyny i czy BOR będzie ochraniał młodą parę, bo przecież cała Polska nie zaśnie, jeśli nie zobaczy zdjęcia sprzed ołtarza. Tak, grunt to przekonanie o swej bezkarności, boskości i doskonałe samopoczucie. Zad będzie bolał później.
A tu nagle taki Szczęsny, jeden z lepszych bramkarzy, nie tylko w Polsce, z zaskoczenia sobie bierze ślub z Mariną. Ot tak. Zwykły niby piłkarz dał mediom lekcję. Ślub wziął w Grecji, na wyspie, z wybranymi gośćmi najwyraźniej dobranymi nie według klucza z polskich ścianek, ale prawdziwych przyjaciół pary. I co? I szczęka opada wszystkim.
Owszem, jeden tabloid ma jakieś zdjęcia zza greckich krzaczorów, ale to tyle. To para młoda sama teraz decyduje o tym, co i kiedy pojawi się w ich mediach społecznościowych. A portale i gazety grzecznie przebierają nóżkami i czekają na ochłapy rzucane z pańskiego stołu. I jakoś wszyscy dają radę. Dało się utrzymać wszystko w tajemnicy, choć zarówno Szczęsny jak i jego świeżo poślubiona żona należą do osób publicznych, zapraszanych do mediów, rozpoznawalnych. Cuda? Chyba nie, po prostu zdrowy rozsądek i autentyczna, a nie udawana na potrzeby łzawego wywiadu o tym, jak to media niszczą mi życie, chęć zachowania tajemnicy w tym tak ważnym dniu. Owszem, to pewnie kosztowało, ale Szczęsny biedny nie jest i jak pokazała ta sytuacja głupi też nie. Mógłby paru celebrytom zrobić medialne szkolenia o tym, jak to się robi, żeby jeśli tego naprawdę, a nie dla picu, chcesz, media dały ci spokój tego dnia.
Podobnie Lewandowski, o życiu którego naprawdę nie wiemy NIC. Owszem ma medialną, urodziwą żonę, wiemy mniej więcej jak i gdzie mieszka, wiemy, ile zarabia, bo dla nikogo nie jest to tajemnicą i wiemy, co je, bo jego żona ustala mu dietę. Ale poza tym? Ostatnio wiemy, jakie garnitury nosi i że wygląda w nich jak Bond. Tyle. Czy są tak zwane szczere rozmowy na wyłączność? Ustawki? Sms-y do tabloidów o tym, z kim Anna Lewandowska będzie jadła lunch i czy będzie miała wtedy majtki? Nie. Jest mozolne budowanie swojego wizerunku, marki, oparte na tym, co robią oni i ich życiowe partnerki. Tylko tyle. Aż tyle?
Mamy do czynienia z mega gwiazdami, nie tylko polskiego, ale światowego formatu, które dzień po dniu pokazują polskim, lokalnym celebrytom z Polandu, marzącym o zarobieniu paru koła na ściankach, jak naprawdę gospodaruje się sobą, swoim wizerunkiem i jak nie zostaje się medialnym puszczalskim za torbę z giftami albo darmowy obiad dla całej rodziny.
Oto gwiazdy jutra. Gwiazdy autentyczne, a nie sztucznie napompowane przez rozkochane w nich ślepo media, które doskonale wiedzą, gdzie leży granica prywatności i jak bardzo jest ważna, szczególnie w czasach wszechobecnej inwigilacji. To oni decydują o tym, co, gdzie i kiedy pojawi się na temat ich prywatności. I to od nich nasi gwiazdorzy, pokazujący swoje członki, biusty albo dupska, a potem jęczący, że media ich wykorzystują, powinni się uczyć. Póki nie jest za późno.
Karolina Korwin Piotrowska specjalnie dla o2.pl
Teraz serce internetu w jednej aplikacji. Bądź na bieżąco i pobierz w Google Play albo App Store..
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.