W ciągu tygodnia mam kilkanaście telefonów z mediów na temat tego, co sądzę o tym, że wpadł diler narkotyków i czy wiem, jakie są nazwiska na jego liście klientów, bo wiadomo, że księgowość swego biznesu prowadził wzorowo. Policja podobno zachwycona, mają nazwiska, numery telefonów, zapisy konwersacji w sms, wiedzą dokładnie, kto i ile wydał oraz na co. Marzenia się spełniają, po wieloletnim śledztwie, zbieraniu tropów jest ów wymarzony właśnie sukces. Lato i jesień w mediach będą na pewno pod znakiem kolejnych nazwisk, które będą zamieszane w tę sprawę. Sezon ogórkowy przysypany koksem, tego jeszcze nie było… Ile karier upadnie? Załamie się? Kto będzie się tłumaczył? Nikogo to teraz nie obchodzi. Na razie.
Narkotyków nie biorę, zbyt wiele widziałam i wiem, jakie spustoszenie wywołują. Znam zbyt wiele karier, które załamały się i nigdy nie rozbłysły tak, jak na to zasługiwały, bo ktoś przegrał w walce z demonami zaklętymi w biały proszek. Nie lubię, kiedy ktoś marnuje talent, nie rozwija się, a tylko wiecznie leczy kolejny „katar”, ma „hydraulika w domu” albo jest nieustannie niezdrowo podniecony opowiadaniem kolejnych wersji swej bajkowej kariery… Jednak wiem też, jaka często ogromna presja towarzyszy zawodom artystycznym, jaki to stres i nieustanne spełnianie coraz bardziej wywindowanych i absurdalnych wymagań. Czasem narkotyk, który da więcej siły, energii, da fantazję czy po prostu drugi oddech, jest jedynym ratunkiem. Każdy ma rachunki do płacenia, celebryci też i niektórzy dlatego potrzebują kolejnego „kopa”. Póki jednak, jak Dariusz K., nie zabili nikogo, jadąc samochodem pod wpływem, nie widzę szczególnego powodu, by zaglądać im do kieszeni i rozpoczynać nagonkę, szczególnie, kiedy - jak teraz - nie ma żadnych dowodów, potwierdzonych nazwisk, jedynie są spekulacje rodem z mediów społecznościowych.
Niejaki Cezary P., diler narkotyków o wyglądzie typowego, świetnie zarabiającego korposzczura, jeżdżący dobrym samochodem, miły i usłużny, wpada w centrum miasta, dziwnym trafem na kilka dni przed ogłoszeniem wyroku na Dariusza K. Przypadek? Nie wiem, nie mi oceniać. Dariusz K. zrobił źle, pójdzie siedzieć, można współczuć jego dzieciom, które tatę będą odwiedzać w więzieniu. Na pewno narkotyki to część szołbiznesu, nie tylko do oglądania w serialu pt. „Vinyl”, ale i na polskich salonach, często zbyt „zakatarzonych”, niezdrowo podnieconych, wychudłych i bladych.
Internet huczy od plotek. Lista nazwisk celebrytów, jaka pojawia się w kontekście sprawy Cezarego P., robi spore wrażenie. Tak, znani i lubiani, choć może nie ci, którzy od razu przychodzą na myśl. Są medialni ojcowie rodzin, osoby naprawdę szanowane, bardziej z kręgów familijnych niż rockendrolowych, ale póki co, żadna z tych osób nikogo nie zabiła. Najwyżej skatowała kogoś koszmarnym graniem albo równie koszmarnym utworem puszczanym w radiu. My, Polacy jednak kochamy polowania, szczególnie na tych lepszych, bogatszych i szczęśliwszych od nas i zaczynamy w mediach, na razie w społecznościówkach, licytację. Kto tam jest, a kogo nie ma, a kto być powinien.
A ja mam inny problem. Na liście Cezarego P., o czym media informowały, jest wiele nazwisk lekarzy i prawników. Czyli ludzi wykonujących zawody zaufania publicznego. I to jest coś, co mnie wkurza i myślę, że powinno wkurzyć każdego. Bowiem okazuje się, że wielu lekarzy mogło iść na salę operacyjną, będąc pod wpływem narkotyków. Że leczyli ludzi, wystawiali recepty, stawiali diagnozy. Że jacyś prawnicy, kompletnie nastukani koksem, szli na salę sądową, bronili albo oskarżali. Nasze życie, zdrowie, nasz los, mogło być w rękach kompletnie nieodpowiedzialnych i naćpanych osób. Macie pojęcie? To jest problem, o tym trzeba mówić, a nie o tym, czy jakiś celeb wydał równowartość domu z basenem na koks, trawkę czy inne specyfiki. Własne wydał pieniądze, nie kradzione, jego sprawa…Najwyżej po wciągnięciu dawki narkotyku zagrał beznadziejnie w kolejnym koszmarnym serialu albo zaśpiewał jakiś przebój do grania w kiblu albo w windzie, to jednak naprawdę jest mniejsza szkodliwość społeczna niż nieudana operacja, przegrana sprawa w sądzie, czyjeś bezpowrotnie zniszczone zdrowie…
Rozumiem, że medialnie będzie atrakcyjniej artykulik o liście klientów pewnego narkotykowego dilera ubarwić zdjęciem „znanego i lubianego” (podobno w niektórych gazetach już zbierają zdjęcia konkretnych osób, by być przygotowanym) ale nie to jest istotą tej sprawy. Obawiam się jednak, że w czasach, kiedy nawet kto, co wciąga i za ile, jest nacechowane politycznie, nie unikniemy polowania. Nagonka medialna na celebrytów ruszyła, niektórzy już zacierają ręce, a kolejny nakoksowany lekarz może teraz bezkarnie staje przy operacyjnym stole. Jest na to zgoda?
Karolina Korwin Piotrowska specjalnie dla o2.pl
Teraz serce internetu w jednej aplikacji. Bądź na bieżąco i pobierz w Google Play albo App Store
Nie przegap
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.