Do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko Marii K. Kobieta odpowie za naruszenie nietykalności cielesnej uczennicy, za co grozić jej może grzywna, a nawet pozbawienie wolności do roku. Nauczycielka Szkoły Podstawowej nr 2 w Łapach nie przyznaje się jednak do winy.
Wychowawczyni dała mojej córce klapsa, bo niby chciała wymierzyć sprawiedliwość po kłótni uczennic. Jak tak można potraktować dziecko? – oburza się Katarzyna Klimczuk, mama Zuzi.
Nauczycielka może też stracić prawo do wykonywania zawodu. Jak dowiedział się "Fakt", kobieta od czasu zdarzenia z lutego przebywa na zwolnieniu lekarskim.
Jak kobieta tłumaczyła całe zajście? Nauczycielka twierdzi, że nie dała dziewczynce klapsa, a jedynie "symbolicznie dotknęła uda" dwóch dziewczynek, które rzekomo się pobiły. Rzecz w tym, że całe zajście nagrały kamery szkolnej świetlicy i widać na nim, że klaps nie był tylko "symboliczny", jak twierdziła oskarżona.
Zuzia pokłóciła się z koleżanką z klasy. Dziewczynka uderzyła ją piórnikiem, córka jej oddała. Po południu dowiedziała się o tym wychowawczyni. Zawołała więc bawiące się w świetlicy dziewczynki. Nie chciały się jednak przeprosić, więc nauczycielka wymierzyła każdej z nich po klapsie – mówi mama 7-latki.
Sprawę skomentowała też dyrekcja szkoły. W oświadczeniu napisano, że wcześniej na nauczycielkę nie było skarg. "Jest to nauczyciel z dwudziestokilkuletnim stażem pracy, dyplomowany, o pochlebnych opiniach, jak twierdzą rodzice - nauczyciel z powołania". Pisano też, że Maria K. jeszcze tego samego dnia telefonicznie przeprosiła za swoje zachowanie. Z tym stanowiskiem nie zgadza się jednak mama uderzonej dziewczynki.
Po tym, jak złożyłam zawiadomienie na policji, zadzwoniła nauczycielka. Niby chciała mnie przeprosić, ale nie poczuwała się do winy, że zrobiła źle - twierdzi Katarzyna Klimczuk.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.