Przerażenie i wściekłość obywateli osiągnęły poziom krytyczny. Protestujący przypuścili szturm na siedzibę parlamentu i zablokowali wszystkie drogi wokół budynków rządowych w Hongkongu. Policja odpowiedziała gazem łzawiącym i strzelała do demonstrantów gumowymi kulami i tzw. pociskami bean bag.
Nie odejdziemy, dopóki ta ustawa nie wyląduje na śmietniku - zapowiada jeden z protestujących.
Dziś to "jedynka" nie tylko azjatyckich, lecz także światowych mediów. W protest zaangażowały się różne środowiska. Około 100 firm zapowiedziało, że zamknie swoje biura, żeby pracownicy mogli "walczyć o wolność". Ponad 4 tys. nauczycieli bierze udział w protestach - informuje BBC.
Rząd naciska na kontynuowanie prac nad projektem. Demonstranci odnieśli jednak sukces: planowane na środę drugie czytanie ustawy przełożono "na czas nieokreślony". Władze Hongkongu zapowiadają też poprawki mające zabezpieczyć prawa i wolności osób, których dotyczy kontrowersyjna ustawa, ale to nie satysfakcjonuje obywateli.
"Będziemy tylko kolejnym chińskim miastem". Obywatele bardzo boją się, że kontrowersyjna ustawa o ekstradycji do Chin praktycznie zniesie autonomię Hongkongu. Nowe prawo pozwoli wydawać podejrzanych do Chin i na Tajwan. Protestujący uważają, że proponowana ustawa legitymizuje porwania krytyków Pekinu i wywożenie ich do Chin. Podejrzani nie mają żadnych praw, są poddawani torturom, a o wyroku sądu decyduje partia komunistyczna.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.