Z końcem maja mija 90-dniowy termin wyznaczony przez reżim Władimira Putina na tzw. "operację specjalną". Żołnierze, którzy w lutym przyjechali walczyć w Ukrainie, mają teoretycznie podstawy do "legalnego" opuszczenia służby.
Czytaj także: Pierwszy raz w historii. Ważny ruch Finlandii
W praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Zwykli Rosjanie, którzy podpisali rozmowy z armią, nie chcą dłużej walczyć w Ukrainie i narażać swoje życie. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy dotarła do rozmów jednego z żołnierzy, który był mocno niezadowolony ze swojej sytuacji.
Wszystko jest źle. Krótko mówiąc, nie będzie zastępstwa. Nikt nie chce nas zmieniać, wszyscy nie chcą tu przychodzić - mówił rosyjski okupant.
Służba Bezpieczeństwa wskazuje na wiele problemów armii Władimira Putina. Znalezienie nowych ludzi chętnych do walki w rosyjskim dowództwie nie jest łatwe i nie jest łatwo utrzymać swoich żołnierzy na linii frontu. Wspomniany żołnierz żali się także, że przywódcy przychodzą ich zastraszać, ale niewielu z nich to przeraża.
Duże straty armii
Jak podał w niedzielę Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy, siły rosyjskie minionej doby straciły 150 wojskowych. Łączne straty armii Rosji od początku inwazji na Ukrainę wynoszą orientacyjnie 30 150 osób. Ogromne straty armia Władimira Putina ponosi także w sprzęcie.
Warto zaznaczyć, że Władimir Putin podpisał w sobotę ustawę, która znosi limit wieku przy zawieraniu pierwszego kontraktu z armią. Do tej pory nie mogły go podpisać osoby, które ukończyły 40 lat. Teraz przyjmą każdego w wieku produkcyjnym (czyli do 65. roku życia w przypadku mężczyzn i 60. lat w przypadku kobiet).
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.