Zdaniem dziennikarza śledczego Christo Grozeva, w FSB doszło do prawdziwego trzęsienia ziemi. Aż 150 funkcjonariuszy największej rosyjskiej służby specjalnej miało ponieść konsekwencje nieudanych działań w Ukrainie. Wśród nich jest gen. Siergiej Biesieda. Od kilku dni ma on przebywać w areszcie w Lefortowie. Śledztwo w sprawie wprowadzenia w błąd prezydenta prowadzi zarząd wojskowy Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej.
Biesieda to postać wyjątkowa w strukturze FSB. Jest szefem tzw. 5. Służby - Służby Informacji Operacyjnej i Współpracy Międzynarodowej. To pion powołany do życia w 1992 r. Miał wypełnić lukę, którą stworzyło parafowanie kilku umów międzynarodowych o zakazie szpiegostwa na terenie byłych republik radzieckich. Związało to ręce SWR - służbie odpowiadającej za cywilny, rosyjski wywiad zagraniczny.
Aby więc obejść zakaz, utworzono właśnie 5. Służbę i jej oczko w głowie - Departament Informacji Operacyjnej. Departament ten jest w zasadzie "wywiadem w kontrwywiadzie". Kieruje działaniami wywiadu zagranicznego FSB. Biesieda był jego szefem, by w 2009 r. objąć kierownictwo całej 5. Służby. W dużej mierze to właśnie dowodzony przez Biesiedę pion miał, jak mówi w rozmowie z "o2.pl" człowiek znający realia pracy rosyjskich służb, odpowiadać za "przygotowanie terenu" przed trwającą od lutego wojną w Ukrainie.
Biesieda i jego zastępca Anatolij Boluk mieli zostać w połowie marca umieszczeni w aresztach domowych. Należy jednak podkreślić, że nie jest to informacja potwierdzona. Oficjalnym powodem zatrzymań były oskarżenia o "sprzeniewierzenie funduszy". Trudno wyrokować o prawdziwości tych informacji, jednak rozmówca "o2.pl" podkreśla, że Rosjanie chętnie "kupowali" ludzi, mających wspomagać lutową inwazję na Ukrainę. Jak widać, z umiarkowaną skutecznością.
Centrum Dossier, rosyjski ośrodek zajmujący się dokumentowaniem działań putinowskiego reżimu, podał niedawno, że funkcjonariusze FSB zorganizowali dość demonstracyjne zatrzymanie Biesiedy, aby sprawdzić, skąd wyjdzie w tej sprawie przeciek do mediów. Nie potwierdzają jednak, by obaj - Biesieda i Boluk - zostali wręcz uwięzieni. Centrum podaje też, że oprócz wspomnianych, w sprawę defraudacji środków na rzecz rusyfikowania Ukrainy (czyli m.in. przekupywania polityków czy finansowania prorosyjskiej opozycji) zamieszani mieli być także były doradca prezydenta Władisław Surkow i były generał cywilnego wywiadu zagranicznego Władimir Czernow. Ten ostatni dostarczał Putinowi wiedzę o innych krajach Wspólnoty Niepodległych Państw. Surkow został w poniedziałek zatrzymany.
Chłopak z "Pitra"
68-letni dziś Biesieda urodził się i wychowywał z Petersburgu (czy raczej, zgodnie z ówczesną nazwą, w Leningradzie). Jak wielu rosyjskich "siłowików", czyli przedstawicieli resortów siłowych, również Biesieda ma swoich politycznych patronów. W jego przypadku chodzi o braci Arkadija i Borysa Rotenbergów - bardzo wpływowych i bogatych twórców banku SMP. Wsparciem miał być także były sanitariusz, a później gangster, Konstantin Gołoszczapow.
Mając takich protektorów, Biesieda uchodził za "nietykalnego". Ma posiadłość i okazałą rezydencję w podmoskiewskiej wsi Akulinino. Mieszka po sąsiedzku z jednym z braci Rotenberg, byłym prezesem rosyjskich kolei Władimirem Jakuninem, a przede wszystkim z wszechwładnym prezesem koncernu zbrojeniowego Rostech - Siergiejem Czemizowem.
Gruziński wątek
Co ciekawe, źródła rosyjskie podają, że Biesieda był również zaangażowany w działania destabilizacyjne w Gruzji. Określany jest współtwórcą i realizatorem planu zmiany władzy w tym kraju. Motorem miał być tu były szef gruzińskiego resortu obrony Irakli Okruaszwili, który mógł dostawać pieniądze z Rosji za tworzenie opozycyjnej wobec prezydenta Saakaszwilego partii politycznej.
Okruaszwili to skądinąd nietuzinkowa postać. Trzy lata temu zaangażował się w duże protesty przeciwko władzom Gruzji, a w 2020 r. usłyszał wyrok pięciu lat więzienia za podejmowane działania. Został jednak ułaskawiony, a na początku marca bieżącego roku odnalazł się w Ukrainie, walcząc z Rosjanami. Po stronie ukraińskiej aktywnych jest wielu ochotników z Gruzji.
Walka buldogów z FSB?
Wróćmy jednak do generała Biesiedy. Jego zatrzymanie - a być może i areszt - można też potraktować jako element wewnętrznych rozgrywek w łonie samego FSB. Nietrudny do wyobrażenia jest scenariusz, w którym będący na cenzurowanym szef FSB Aleksandr Bortnikow poświęca swojego podwładnego, by samemu uniknąć kary za złe przygotowanie wojny w Ukrainie. Tym bardziej, że dużą rolę odgrywał w tym właśnie Biesieda.
Należy też pamiętać, że w marcu pojawiły się doniesienia ukraińskiego wywiadu wojskowego o Aleksandrze Bortnikowie jako potencjalnym następcy Putina. Jeśli odpowiedzialny za porażki w Ukrainie Biesieda widział, co się dzieje, to wypuszczenie tego rodzaju plotek jak najbardziej mogło mieć na celu podkopanie pozycji Bortnikowa. Jeśli jednak tak było, cały plan spalił na panewce, gdyż Bortnikow nadal rządzi wszechwładnym w Rosji FSB, a Biesieda popadł w tarapaty.
Dodatkowo, ciekawym aspektem działalności Biesiedy i jego 5. Służby jest współpraca międzynarodowa. FSB utrzymuje ją podobnie jak wszystkie inne służby świata. Także z amerykańską CIA. Dziennikarka "Politico" Laura Rozen pisze, że na Kremlu wiele osób zadaje sobie pytanie, skąd wywiad USA miał tak dokładne informacje o działaniach Rosji przed wybuchem wojny. Sugestia Rozen jest w tym przypadku bardzo niedwuznaczna.
Ukraina w centrum zainteresowania
Interesujący jest jeszcze jeden fakt z życiorysu Biesiedy. W dniach 20-21 lutego 2014 r. przebywał on w Kijowie. Wraz z nim wysłano tam zresztą wspomnianego wyżej Boluka. Z ramienia FSB współpracował wtedy ze Służbą Bezpieczeństwa Ukrainy przy ochronie rosyjskich obiektów w zrewoltowanym Kijowie. Jest to o tyle ciekawe, że 20 lutego na kijowskim Majdanie zastrzelono aż 53 uczestników protestów. A dzień później, 21 lutego, prezydent Wiktor Janukowycz sposobił się do ucieczki z Ukrainy. To właśnie Biesieda, jak pisze ukraiński portal "Depo", miał namawiać Janukowycza do siłowego rozpędzenia protestów.
Był on też odpowiedzialny za inne działania w Ukrainie. Koordynował wycofanie się z Kijowa na Krym funkcjonariuszy oddziałów specjalnych milicji "Berkut", a w październiku 2014 r. podpisał porozumienie o wzajemnej ochronie informacji niejawnych z dyrektorem Biura Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Ochrony Informacji Tajnych rządu Serbii Goranem Maticiem. Serbscy politycy w żaden niemal sposób nie reagowali na pojawianie się w Donbasie najemników z ich kraju podczas trwającej latami wojny na wschodzi Ukrainy.
Jeśli więc gen. Biesieda miał się "zrehabilitować" za działania wobec Ukrainy z 2014 r., nie może obecnie mówić o powodzeniu. Rosyjski portal "Agentura.ru" opisuje, że po dwóch tygodniach wojny Władimir Putin zorientował się, że został wprowadzony w błąd właśnie przez funkcjonariuszy 5. Służby. I może to być najkosztowniejszy błąd w dotychczasowej karierze gen. Biesiedy.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.