Jak dotąd Białoruś, choć udostępniała swój teren rosyjskiej armii, nie zaangażowała się w walki w Ukrainie. Lawirujący między Rosją a Zachodem Aleksander Łukaszenka nie dopuszczał możliwości wykorzystania armii jego kraju w walkach. Sytuacja może jednak ulec zmianie po ostatnim spotkaniu z Władimirem Putinem.
Rosyjski whistblower, w serwisie Telegram znany pod pseudonimem "General SWR" (SWR to cywilny wywiad rosyjski) podaje, że Łukaszenka miał się zgodzić na zaangażowanie swoich wojsk. Do pierwszego lipca w obwodzie homelskim, położonym przy granicy z Ukrainą, trwają ćwiczenia białoruskiej armii. Otwarcie drugiego frontu, nawet jeśli wojska Białorusi nie są bardzo silne, byłoby dla Ukrainy potężnym problemem.
Czy to realny scenariusz? W rozmowie z o2.pl, były wysoki rangą oficer białoruskiego MSW przekonuje, że nie. Płk Aliaksandr Azarau twierdzi, że nie ma potwierdzenia informacji o działaniach mobilizacyjnych i dodaje, że nie wierzy w taki rozwój wydarzeń.
Ofensywy białoruskiej w najbliższym czasie nie będzie - mówi zdecydowanie twórca inicjatywy ByPol, skupiającej byłych pracowników resortów siłowych z Białorusi w Polsce.
Byłoby to dziwne, gdyby unikający od lutego zaangażowania w działania wojenne Łukaszenka nagle zdecydował o wejściu do Ukrainy. Jest jednak jeszcze jedna możliwość, która mogłaby wywołać większy niż dotąd kryzys bezpieczeństwa w Europie. Możliwością tą jest wywołany prowokacją konflikt białorusko-litewski.
Cytowany wyżej Generall SVR dodaje, że Łukaszenka miał też wyrazić zgodę na wykorzystanie jego kraju do realizacji rosyjskiego planu. Ludzie Putina mieliby się dopuścić prowokacji, która miałaby się stać zarzewiem wojny między Litwą (będącą członkiem NATO) a Białorusią.
Białoruś, Litwa, Polska
Wskazane zostaje nawet konkretne miejsce. Do działań zaczepnych mogłoby dojść w Lidzie - białoruskim mieście, drugim co do wielkości na Grodzieńszczyźnie. To podwójnie przewrotny plan. Miasto położone jest blisko Litwy, a poza tym Grodzieńszczyzna to rejon, w którym żyje liczna mniejszość polska na Białorusi.
Łukaszenka wielokrotnie wyrażał obawy o oderwanie Grodzieńszczyzny od Białorusi, wskazując na Polskę. O mieszkających tam Polakach mówił często "moi Polacy". Nietrudno byłoby mu uwierzyć, że w akt zainscenizowanej dywersji zaangażowały się "dybiące na jego kraj" siły NATO. Tym bardziej, że Litwini zatrzymali niedawno tranzyt rosyjskich towarów do obwodu kaliningradzkiego przez Białoruś i ich kraj. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa zapowiadała, że to wrogie działanie, które spotka się z "pozadyplomatyczną odpowiedzią Rosji".
Do tego celu miałyby zostać użyte grupy dywersyjne GRU, które pojawiły się na Białorusi. Rozmówca o2.pl, osoba związana ze służbami specjalnymi, podkreśla, że o ile zaangażowanie Białorusi w wojnę w Ukrainie jest raczej mało prawdopodobne, o tyle obecność rosyjskich grup dywersyjnych GRU na Białorusi to już inna sprawa.
Ani my, ani sojusznicy nie potwierdzamy. Jest duży opór białoruskiej kadry wojskowej przed przystąpieniem do wojny. Natomiast co do GRU na Białorusi, takie potwierdzenie jest. VSD (litewski kontrwywiad - red.) ma co robić - mówi nasz rozmówca.
"Liczymy się z prowokacjami"
Zgadza się z tym Witold Janczys. Litewski dziennikarz zaangażowany w temat regionalnej współpracy na rzecz bezpieczeństwa w rozmowie z o2.pl mówi, że postawienie litewskich służb w stan zwiększonej gotowości jest faktem.
Liczymy się z wszelkimi możliwymi prowokacjami ze strony rosyjskiej. I tym, że Rosjanie mogą do tego wykorzystać Białoruś. Rząd Litwy dostrzega zagrożenie ze strony Białorusi. Byłoby zresztą dziwne, gdyby nasze władze lekceważyły to zagrożenie. Doświadczyliśmy, że Białoruś może w mgnieniu oka stać się zagrożeniem w ubiegłym roku - mówi Janczys, pracujący w sekcji rosyjskiej litewskiego portalu Delfi.
Przypomina w tym miejscu, że ubiegłorocznych kryzys uchodźczy na granicy wywołany przez Białoruś, zaczął się właśnie od szturmu na granice Litwy. Dopiero później, przywożeni masowo przez reżim Łukaszenki migranci z Bliskiego Wschodu trafili na granicę polsko-białoruską. Wywołało to kryzys bezpieczeństwa w regionie, którego owocem stało się zbudowanie przez Polskę zapory na granicy polsko-białoruskiej. Janczys dodaje, że Białoruś już wspomaga wojnę Putina, udostępniając teren nie tylko do ataków rakietowych na teren Ukrainy ale także na przenikanie grup dywersyjnych.
Jak uważa, awantura o tranzyt się nie skończyła, jej szczyt jest jeszcze przed nami. Litewscy analitycy i politolodzy rozważają kilka scenariuszy rosyjskich działań i ten z grupami dywersyjnymi wbrew pozorom wcale nie jest najgorszy. Istnieje możliwość np. rozmieszczenia przez Rosję broni atomowej na Białorusi albo zamknięcia przy pomocy systemów rakietowych z obwodu kaliningradzkiego przestrzeni powietrznej nad Litwą.
Czytaj też: Rosjanie w panice. Twierdzą, że to "nielegalne"
Na koniec zaś dodaje, że w ciągu minionej doby doszło do dużego cyberataku na Litwę ze strony hakerów z Iranu i Rosji. Powodem jest oczywiście blokada tranzytu przez Litwę. Hakerzy dali rządowi tego kraju 48 godzin na zdjęcie blokady.
Zaciemnianie obrazu czy realna groźba?
Były polski dyplomata na Białorusi Andrzej Olborski przekonuje, że możliwe są dwa scenariusze. Albo Rosjanie rzeczywiście myślą o kolejnych działaniach wobec Europy, albo próbują jeszcze bardziej zagmatwać sytuację wprowadzić przeciwnika w błąd.
Jeśli takie informacje wchodzą do obiegu, to może być sygnał, że właśnie jednak tak się nie zdarzy. To skomplikowana historia, w której dostrzegam próbę zaciemnienia obrazu przez Rosjan. W mojej ocenie to ruchy na postrach ale nie wykluczę też w stu procentach, że mogą coś realnie szykować. Tylko czy stać ich na otwarcie drugiego frontu? Wątpię. Dla Rosjan włączenie się Białorusi w wojnę w Ukrainie byłoby prezentem, marzą o tym wręcz. Nie pasuje do tego tylko ten wątek litewski, choć pozornie byłby to krok sensowny - mówi o2.pl Olborski.
Jak twierdzi, bardziej prawdopodobnym scenariuszem jest próba stworzenia pretekstu do ewentualnego konfliktu białorusko-litewskiego.
Rosja to nie Białoruś. Nawet gdyby więc tak się stało, to byłaby to wojna Białorusi. Nie Rosji. To istotne. Ale nie widzę logicznej łączności, która uzasadniałaby włączenie Białorusi do wojny ukraińskiej… No chyba, że Rosjanie doszli do wniosku, że bezpośredni atak – ukartowany – obudzi Rosjan do wojny ojczyźnianej. Ale byłoby to uzasadnieniem raczej dla pozostawienia wojsk przy granicy z Litwą i Polską i ewentualne przeciwdziałanie, niż do ataku na Ukrainę - przekonuje dyplomata.
Dodaje, że gdyby jednak do takich działań doszło, to może to być test dla NATO: jak zareaguje na ewentualny atak Białorusi na Litwę, członka Sojuszu. To oznaczałoby wojnę z całym NATO. Dyplomata powątpiewa jednak, by ktokolwiek uwierzył, że Litwa atakuje Białoruś lub Rosję.
To się nie klei. Poza wszystkim zaś, Łukaszenka wydaje się za mądry – czy raczej zbyt cwany – na tego rodzaju akcje. Wie dobrze, że takiej awantury na fotelu prezydenckim już by nie przetrwał, bez względu na jej wynik - konkluduje Andrzej Olborski.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.