Dramat Jana Fredry i Izabeli Wrony rozegrał się 20 maja. To właśnie w Światowy Dzień Pszczół ktoś postanowił wykorzystać nieobecność właścicieli pasieki w Pszczółkach. Pszczelarze odwiedzali przedszkola, aby opowiedzieć dzieciom o życiu. Niestety ich dobytek został wtedy zaatakowany.
Czytaj także: Sesja Magdy Gessler. Wszyscy patrzą na jedno
Niezidentyfikowany sprawca podczas nieobecności pszczelarzy zdewastował ich pasiekę. Mieszkająca w sąsiedztwie kobieta zadzwoniła do Izabeli Wrony, aby poinformować ją o powywracanych ulach. Wtedy właścicielka myślała, że na teren wtargnęło dzikie zwierzę, które dokonało częściowych zniszczeń. Niestety prawda była zdecydowanie bardziej bolesna.
Zanim dojechaliśmy, już sąsiadka dzwoniła, że ule są powywracane. Myślałam, że to może jakaś zwierzyna przewróciła dwa lub trzy ule. Wydawało mi się niemożliwe, żeby to dotknęło wszystkie. Ale sąsiadka wspomniała, że to wszystko musiało się wydarzyć w ciągu kilkunastu minut - relacjonowała z kolei Izabela Wrona.
Sprawca zniszczył wszystkie ule. Załamani pszczelarze zamieścili w mediach społecznościowych wideo, na którym widać połamane ule leżące na ziemi. Według ustaleń właścicieli pasieki do rozboju doszło 20 maja pomiędzy 11:13, a 11:31.
Czytaj także: Sesja Magdy Gessler. Wszyscy patrzą na jedno
Na miejscu zdarzenia interweniowała policja oraz leśniczy. Z ich ustaleń wynika, że ule nie zostały zaatakowane przez zwierzę, gdyż ogrodzenie nie było zniszczone. Wg policjantów ataku dokonała osoba, która wiedziała, jak zabezpieczyć się przed pszczołami.
Policjanci przyjęli zawiadomienie dotyczące uszkodzonych uli. Postępowanie w tej sprawie trwa, funkcjonariusze zabezpieczają ślady i wykonują czynności pozwalające ustalić sprawców - przekazał sierż. szt. Karol Kościuk, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Pruszczu Gdańskim.