Wielkanoc 1994, 3 kwietnia. Rodzina Michalskich z Mikuszewa (woj. wielkopolskie) spędziła te święta spokojnie. Najpierw śniadanie wielkanocne, później skromna msza w katechetycznej salce i świąteczne rodzinne odpoczywanie. Zyta poszła do swojego pokoju rozwiązywać krzyżówki, a później bez słowa pożegnania wyszła na spacer. Ostatnią osobą, która widziała ją żywą była sąsiadka, która widziała, jak dziewczyna pośpiesznym krokiem idzie w stronę lasu.
Podobnie te święta spędził Waldemar B. Jednak jego Wielkanoc była mniej spokojna. Po kolejnej kłótni z matką i ojcem alkoholikiem wsiadł na rower i pojechał do lasu zapalić papierosa. Miał wtedy 16 lat i mieszkał we wsi obok Mikuszewa.
Zyta do domu nie wróciła. Szukała jej cała rodzina, sąsiedzi i chłopak Maciej. Nazajutrz o zaginięciu Zyty powiadomiono policję. Ciało dziewczyny znaleziono kilkaset metrów od domu przy leśniczej ambonie. Miała zsunięte spodnie i podwiniętą bluzkę. Jak podaje "Gazeta Wyborcza" sekcja zwłok wykazała, że dziewczyna zginęła poprzez uduszenie - sprawca ciągnął jej ciało po ściółce leśnej, liście i piach dostały się do jej tchawicy.
Po miesiącach śledztwa sprawa trafiła do Archiwum X. Nie udało się ustalić, kto może być sprawcą. Dopiero w 2020 roku śledczy zdali sobie sprawę, że dowody warto przejrzeć jeszcze raz. W ciągu 26 lat technika ruszyła, możliwość badań DNA również. Jest szansa na ustalenie szczegółów, które okażą się bardziej pomocne. I takt też się stało.
Dowody doprowadziły do Waldemara B. 52-latetniego ojca i męża, żyjącego skromnie we wsi obok Mikuszewa. Mężczyzna był już przesłuchiwany, jak każdy inny mieszkający nieopodal gospodarstwa Michalskich. Miał alibi - w święta był w domu.
Jednak siostra, która je potwierdziła nie wspomniała o ważnym detalu - Waldemar był w domu z podrapaną twarzą. Matka mężczyzny, która już nie żyje, również o tym nie wspomniała. "Gazeta Wyborcza" podaje, że nie była wtedy nawet przesłuchiwana. Miała jednak podejrzewać syna o to, że jest sprawcą morderstwa.
Czytaj także: Tusk komentuje zdjęcie Kopacz. Cięta riposta
Mężczyznę policja zatrzymała w grudniu 2020 roku. Przyznał się do winy. Dodał też, że nie chciał Zyty zgwałcić, a jedynie upozorował napaść seksualną, co potwierdziła wcześniejsza sekcja zwłok. W lesie doszło do przepychanki między tą dwójką. Zyta miała się bronić, ale w pewnym momencie dostała kamieniem w głowę. Spanikowany Waldemar przeciągną jeszcze przytomną dziewczynę kilka metrów i zostawił.
Choć wtedy metody badań nie pozwalały na dokładnie zbadanie DNA, 26 lat później okazało się, że dowody, które znaleziono były niezbite i pogrążyły Waldemara B. Policja nie zdradza swoich sposobów śledztwa, choć "Gazeta Wyborcza" sugeruje, że mężczyznę zdradzić mogły znalezione na miejscu niedopałki papierosów.
Proces ma zacząć się w najbliższy piątek. Waldemar B. może spędzić za kratkami resztę życia.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.