Czytaj także: Łucznik strzelał do przypadkowych osób. Nowe ustalenia
Tajemniczy łucznik, jak informuje Gazeta Wyborcza, na krakowskich Krzemionkach pojawił się z początkiem miesiąca. To wtedy, 3 października, na elewacji budynku, tuż obok okna mieszkańcy znaleźli pierwszą strzałę.
Jesteśmy przerażeni, boimy się otworzyć okno, wyjść na balkon, wypuścić dzieci przed blok. Przecież gdyby kogoś trafiła ta strzała, to jest śmierć na miejscu - komentuje jedna z mieszkanek osiedla, w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
Czytaj także: Strzelano do niego z łuku. Uratował go telefon
W obawie o swoje życie zgłosili sprawę policji, prosząc o objęcie terenu dodatkowym patrolem. Funkcjonariusze pojawili się po kolejnym zgłoszeniu, gdy strzał na terenie osiedla zaczęło przybywać, a jedna z nich trafiła bezpośrednio w budynek Straży Pożarnej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Policjanci zrobili zdjęcia, próbowali też wyciągnąć strzałę, ale nie dali rady, stwierdzili więc, że możemy ją sami wyciągnąć - relacjonują mieszkańcy na stronach GW.
Gdy zastosowali się do poleceń policji okazało się, że strzała wykonana jest z aluminium i ma długość 76 centymetrów. Widnieją też na niej dane producenta, co w opinii mieszkańców mogłoby posłużyć policji jako ważny trop w sprawie. Funkcjonariusze już po kilku dniach zajęli się sprawą i przesłuchują świadków.
Komentujący sprawę internauci na jednej z lokalnych grup zauważają, że ze względu na kąt wbicia strzały, łucznik nie mógł znajdować się daleko i prawdopodobnie niebezpieczny sport uprawia na swoim osiedlu. Inni zwracają uwagę na fakt, że nieopodal osiedla znajduje się strzelnica.