29-letnia Jennifer Bell ze Szkocji zmarła w Wigilię Bożego Narodzenia. O samotnej mamie dwójki dzieci, która przez wiele miesięcy walczyła z nieuleczalną chorobą, wielokrotnie pisały brytyjskie media.
Z bardzo ciężkim sercem informuję, że moja piękna córka Jennifer odeszła spokojnie we wczesnych godzinach porannych - przekazał w Wigilię ojciec Jennifer.
Czytaj także: Koronawirus. Matka i córka zmarły na COVID-19
Kobieta w marcu 2019 r. usłyszała przerażającą diagnozę. Okazało się, że cierpi na nieuleczalną chorobę neuronu ruchowego, a lekarze dawali jej zaledwie kilka miesięcy życia.
Czytaj także: Połknęła ją w domu. Po miesiącu dziecko zmarło
Lekarze nie dawali jej szans. Walczyła do końca
Mimo to młoda mama nie poddawała się i walczyła do samego końca. Po usłyszeniu diagnozy zabrała swoje córki na wymarzoną wycieczkę do Disneylandu.
W maju tego roku kobieta podjęła trudną decyzję o przeniesieniu się do hospicjum. Mówiła, że pękło jej serce, gdy musiała zostawić dwie córki, ale chciała je chronić, aby zapamiętały ją, a nie jej straszną chorobę.
Zorganizowałam wszystko - pudełka ze wspomnieniami, prezenty ślubne, prezenty na 18. i 21. urodziny, prezenty dla moich pierwszych wnuków, a nawet przygotowania do swojego pogrzebu, aby chronić rodzinę - powiedziała Jennifer przed pójściem do hospicjum.
Nie mogłyśmy wymarzyć sobie lepszej przyjaciółki. Pokazała nam prawdziwy sens bycia odważnym i silnym bez względu na wszystko. Zawsze będziemy z niej dumni - napisały we wspólnym oświadczeniu Moyra, Jena i Cheryl, najlepsze przyjaciółki 29-latki.
Zobacz także: Dr Sutkowski o szczepionce na COVID-19: "Powstawała 17 lat"